
Schyłek roku to magiczny czas. Listopadowe wróżby, bajeczne dekoracje bożonarodzeniowe rozświetlające ciemności, prezenty przynoszone przez świętego Mikołaja, elfy, zwierzęta mówiące ludzkim głosem, czarodziejskie baśnie… Wśród tych ostatnich nie może zabraknąć “Zaklętej w łabędzia” inspirowanej baletem skomponowanym przez Piotra Czajkowskiego – “Jeziorem łabędzim”.

Bale zaczynały się zawsze tak samo.
Gdy wieczór gęstniał i z godziny na godzinę połykał ostatnie błyski dnia. Gdy zima wyśpiewywała szeptem swą lodową pieśń. Gdy powietrze smakowało obietnicą śniegu.
Wtedy i tylko wtedy otwierały się wspaniałe wrota rezydencji górującej nad skalnym urwiskiem.
Zaproszenia nie miały adresu. W pobliskim sennym miasteczku nikt o niczym nie wiedział. Termin zmieniał się każdego roku. A mimo to przez otwarte drzwi wlewały się tłumy bogatych olśniewających i zaintrygowanych gości.
Zaczynało się od zachwyconego dreszczyku podniecenia, musujących jak szampan emocji, mrowienia wyobraźni. W ciągu kilku godzin po Londynie rozchodziła się wieść, hipnotyzowała zapowiedzią nocy innej niż wszystkie, nieodpartą potrzebą, aby zobaczyć ją na własne oczy. Kończyło się, kiedy brzask rozlewał się po niebie jak wino, a zamroczeni goście jeszcze długo zataczali się po królestwie baśni i dekadencji, w które zabłądzili. A nazajutrz? Nie mijała nawet minuta od chwili, gdy ostatni balowicze przekroczyli prób rezydencji, a drzwi z powrotem zamykały wstęp do swojego świata.
Bale należały do świata baśni i legend. Były zbytkiem zrodzonym z nieposkromionych marzeń.
A niekiedy z obsesji.*
Bale, tajemnice i miłość
Coroczne bale zabierają dręczonych wspomnieniami pierwszej wojny światowej mieszkańców Londynu do świata jak z bajki, zdumiewającego, pełnego fantazji i przepychu, budzącego zachwyt. Jednak nikt nie wie, kto je wydaje. Dopiero Forsterowi, utalentowanemu młodemu malarzowi poszukującemu natchnienia, udaje się odkryć prawdę. Zagadkowa organizatorka niezwykłych przyjęć staje się muzą artysty oraz panią jego serca. Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku wielkich historii miłosnych, gorące uczucie, jakie połączyło tych dwoje, jest jednocześnie źródłem ich cierpienia. Okazuje się bowiem, że ukochana Forstera skrywa jeszcze jedną tajemnicę, mroczną i przerażającą…
Ukłon w stronę Czajkowskiego
Tak jak wspomniałam wcześniej, inspiracją dla powieści M. A. Kuzniar, było “Jezioro łabędzie”. Podobieństwa widać na wielu poziomach, od imion i nazwisk poszczególnych postaci, przez pomysł, na którym oparto całą fabułę, po silny dramatyzm każący śledzić przebieg wydarzeń z zapartym tchem. Mimo to Kuzniar nie kopiuje bezmyślnie cudzych treści. Posługując się wspaniałym, bogatym językiem, snuje własną unikalną opowieść pełną poezji i uroku.
Przeczytajcie również: “Burza kolorów” – Damian Dibben
* Cytat pochodzi z recenzowanej książki (przekład: Izabela Matuszewska).
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy: