Love De Vice to zespół, który swoim repertuarem potrafi usatysfakcjonować różne grupy słuchaczy. Na najnowszej płycie formacji, „Pills”, znajdują się brzmienia mocno rockowe, ale także lżejsze utwory, w których słychać kwartet smyczkowy i inne instrumenty, przywołujące raczej skojarzenia delikatnych brzmień i melodii.
W zasadzie jakbym miała jednoznacznie określić jakiego rodzaju muzykę tworzy Love De Vice, miałabym problem. Cześć piosenek to ewidentnie hard rock, ale część to na przykład rock progresywny. Dzięki temu urozmaiceniu, najnowszy album się nie nudzi, nie jest monotonny. Pierwszy utwór „No Escape” jest dość mocnym brzmieniem, a po nim zaczyna się różnicowanie. Jednym z moich ulubionych tytułów na tej płycie jest „Best of Worlds”, który raczej kojarzy mi się z melancholijną rockową balladą. Właśnie tu idealnie słychać skrzypce. Bardzo dobrze wypadła gościnnie śpiewająca w piątym utworze, Kasia Granecka. „Pills” w jej wykonaniu to dość stonowana piosenka z wyraźnym brzmieniem skrzypiec. Co ciekawe, kiedy już jeden utwór wprowadzi nas w stan wyciszenia i nirwany, kolejny pobudza energetycznym brzmieniem. Przykładowo, po zaśpiewanej przez Kasię piosence „Pills”, jest żywy utwór „Hell on Earth”. Na płycie znajdują się także trzy utwory w ramach bonus tracks. Pierwszy z nich „Pictures from the Past” zaczyna się spokojnie, by nabierać tempa i zwolnić tuż przed zakończeniem utworu. „Winter of Soul” w całości jest dość szybkim utworem, choć muzycy zabawili się nieco tempem i melodią, która na moment zwalnia, by w punkcie kulminacyjnym gwałtownie przyspieszyć i wrócić do poprzedniego rytmu. Ostatni utwór, to inna wersja utworu „Pills”, czy lepsza interpretacja niż w damskiej wersji? Musicie ocenić sami. Jednego możecie być pewni, podczas słuchania tego krążka, nie będziecie się nudzić!
Płyta to seria wielu muzycznych zaskoczeń. Znajduje się na niej 11 utworów, które tak bardzo różnią się między sobą, że zadowolą fanów czystego rocka, jak i osoby preferujące pośrednie gatunki muzyczne i utwory instrumentalne, nastrajające sentymentalnie. Zespół powstał w 2008 roku, płytę debiutancką wydał w roku 2012. Z ręką na sercu muszę przyznać, że wcześniej nie spotkałam się z muzyką tej formacji. Ale podoba mi się ich otwartość na muzykę, urozmaicenie repertuaru i z pewnością będę wypatrywała kolejnych utworów tego zespołu.
Tymczasem, co można znaleźć na najnowszym krążku, „Pills”:
- No Escape
- Ritual
- Best of Worlds
- Afraid
- Pills feat. Kasia Granecka
- Hell on Earth
- Wild Ride
- Nobody Owns Me (Killa Song)
Bonus tracks: - Pictures from the Past
- Winter of Soul
- Pills (acoustic)
Na koniec zapraszam do wysłuchania utworów znajdujących się na płycie:
Za płytę do recenzji dziękujemy
Ewo, zacznij proszę pisać recenzje kulinarne, do muzycznych zdecydowanie się nie nadajesz. Jestem zniesmaczony Twoim brakiem kompetencji muzycznych do oceniania tak genialnej płyty jak Pills. Mimo wszystko pozdrawiam serdecznie. Piotr
Witam Piotrze, dziękuję za komentarz. Przykro mi, że masz taką opinię, ale recenzja dotyczy subiektywnej oceny, a ja właśnie tak odbieram płytę „Pills”. Skoro masz tak negatywną ocenę, chyba po przesłuchaniu albumu masz inne odczucia. Może podzielisz się z nami swoimi wrażeniami? :)
Witam Piotrze, dziękuję za komentarz. Przykro mi, że masz taką opinię, ale recenzja dotyczy subiektywnej oceny, a ja właśnie tak odbieram płytę „Pills”. Skoro masz tak negatywną ocenę, chyba po przesłuchaniu albumu masz inne odczucia. Może podzielisz się z nami swoimi wrażeniami? :)