Jeśli podobają Wam się książki Lucindy Riley, z całą pewnością zainteresuje Was pierwszy tom cyklu „Utracone córki” Sorai Lane – „Córka z Włoch”.
Powieść Sorai Lane opowiada historie dwóch kobiet – Estee oraz Lily. Pierwsza toczy się w latach 30 i 40. XX w., druga współcześnie.
Estee to słynna baletnica tańcząca w legendarnym mediolańskim teatrze operowym La Scala. W życiu zawodowym odnosi sukcesy, „za kulisami” leczy złamane serce.
Pasją Lily jest winiarstwo – podróżując po świecie, zgłębia tajniki produkcji wina po to, by pewnego dnia założyć własną firmę winiarską i spełnić marzenie nieżyjącego ojca.
Tajemnicze pudełko
Co łączy obie kobiety? Rozwiązanie tej zagadki kryje się na końcu książki. Kluczem do niej jest tajemnicze pudełko zawierające włoski przepis kulinarny oraz fragment programu teatralnego spektaklu wystawionego w La Scali wiele lat wcześniej.
Romanse z podróżami w tle
Felix sięgnął do kieszeni marynarki, a Estee wstrzymała oddech.
– Kupiłem ten pierścionek lata temu, dzień po tym, jak zobaczyłem cię na scenie w La Scali – powiedział, trzymając w dłoni czerwone aksamitne pudełeczko. – Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem.
Tak bardzo chciała zobaczyć pierścionek, nacieszyć oczy blaskiem brylantu, który dla niej wybrał, ale tylko wyciągnęła rękę i delikatnie zamknęła dłoń Felixa na pudełeczku. Nadal jest zaręczony z inną, pomyślała.
– Nie, szepnęła. – To nieodpowiednia chwila. Chcę, żebyś mi się oświadczył, kiedy naprawdę będziesz wolny.
Wpatrywał się w jej oczy, wsuwając pudełeczko z pierścionkiem z powrotem do kieszeni.
– Mogę cię o coś zapytać?
Skinęła głową.
– Oczywiście.
– Gdybym to ciebie pierwszą poprosił o rękę, powiedziałabyś „tak”?
Łzy, których wcześniej zabrakło, nagle napłynęły jej do oczu.
– Tak, Felix. Z całą pewnością tak. Jesteś wszystkim, czego w życiu pragnęłam.*
Tak brzmi początek opowieści Sorai Lane.
„Córka z Włoch” to tytuł, który przypadnie do gustu wielu wielbicielkom (i wielbicielom) romansów z podróżami w tle. Przyznaję bez bicia, że książki tego rodzaju należą do moich tak zwanych guilty pleasures. Nie stymulują intelektualnie ani nie powodują żadnej rewolucji światopoglądowej. Dostarczają prostej rozrywki, pozwalając na chwilę oderwać się od rzeczywistości, która nie zawsze rozpieszcza.
Powieść Lane czyta się z przyjemnością, choć nie brakuje w niej dramatyzmu. Jest on jednak na tyle „telenowelowy” (mało realistyczny), że możecie być pewni, że „Córka z Włoch” nie zepsuje Wam nastroju. Świetnie nadaje się do czytania przy jedzeniu, na plaży, w pociągu czy samolocie.
Kalka z Riley czy niekoniecznie?
Seria „Utracone córki” Sorai Lane mocno kojarzy się z cyklem „Siedem sióstr” Lucindy Riley. W obu przypadkach głównym motywem jest adopcja i odkrywanie swoich korzeni w różnych zakątkach świata. Czy twórczość Lane podchodzi pod plagiat? Nie wiem, co znajdzie się w kolejnych tomach, ale pierwszy z nich raczej nie wygląda na typową „zrzynkę”. Biorąc pod uwagę, że Lucinda Riley niestety zmarła niecałe dwa lata temu, wydaje się, że Lane może stać się jej godną następczynią.
Czytaj także: „Zaginiona siostra” – Lucinda Riley
* Cytat pochodzi z książki „Córka z Włoch” Sorai Lane, w przekładzie Anny Esden-Tempskiej.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy:
Hello there! Would you mind if I share your blog with my twitter group?
There’s a lot of folks that I think would really enjoy
your content. Please let me know. Thank you