Książka, o której dzisiaj chce opowiedzieć balansuje na granicy powieści obyczajowej, romansu i thrillera. Dotyka spraw codziennych, utraconej osobowości, trudów macierzyństwa, dylematów, kłamstwa i zdrady. Nęci, rozbudza wyobraźnię i pokazuje, że pochopnie wysnute wnioski dalekie mogą być od prawdy… „Kiedy będziemy deszczem” Dominiki van Eijkelenborg to elektryzujący tytuł, który intryguje od początku do końca.
Lekturę rozpoczynamy od zaginięcia Ingi de Graaf, mieszkającej w małym holenderskim miasteczku Polki, żony Marca de Graaf, matki dwójki małych dzieci. To spokojna miejscowość, w której nigdy nie dochodzi do żadnych zbrodni, poza sporadycznymi sytuacjami, kiedy policja jest wzywana do bójki pod wpływem alkoholu. Dlaczego Inga zniknęła? Wyszła pewnego wieczoru z psem i już nie wróciła. Co się z nią stało? I co się stało z psem?
Tajemnice skrywane przed światem
Chwilę później przenosimy się całe miesiące wstecz, by ujrzeć Ingę bawiącą się z dziećmi, sprzątającą, gotującą, spacerującą, robiącą zakupy. Codziennie to samo. Patrząc głębiej, ujrzymy przytłoczoną życiem kobietę, której dom stał się więzieniem, a każdy dzień przytłaczającą rutyną, w której nie potrafi czuć się sobą. Udział Marca w domowych obowiązkach ogranicza się do siadania wieczorem przed laptopem, sporadycznym włączaniem bajki i kąpielą dzieci, po której zostają porozrzucane w całym domu rzeczy. Ma pretensje do żony o wieczny bałagan, a ona do niego o wieczny brak czasu i zaangażowania. Swoją samotność Inga przelewa na pisanie maili do przyjaciółki Magdy. Opisuje w nich swoją przeszłość z ojcem alkoholikiem, wyjazd w trakcie studiów do Holandii, poznanie Marca i obecną sytuację. Okazuje się, że pod tą bezpieczną, spokojną codziennością, rodzi się frustracja, samotność i żal. Sama Inga ma wrażenie, że balansuje na granicy dwóch światów.
„-Panie de Graaf, musimy porozmawiać. Na komputerze pana żony odkryliśmy korespondencję e-mailową i zanim podejmiemy kolejne kroki, chcemy przekazać panu najnowsze zdobyte przez nas informacje. Oraz zadać kilka pytań. […]
Patrzył niemo w spokojną twarz policjantki i gdy po chwili ruszyli korytarzem w stronę drzwi gabinetu, Marc de Graaf miał wrażenie, że kryje się za nimi jakiś niewidzialny potwór, z którym miał się zmierzyć. Każdy krok kosztował go wiele wysiłku. Nie wiedział jeszcze, że w policyjnym pokoju czekało na niego spotkanie z nieznaną mu dotąd wersją jego własnego życia.”
Zakochana w łucznictwie
Przy narastającym przygnębieniu, Marcu przy komputerze i wrzeszczących dzieciach, Inga wybucha, wsiada bez słowa na rower i jedzie przed siebie. Trafia do parku akurat w momencie, kiedy widzi grupę strzelającą z łuków. Nie potrzeba dużej zachęty, by kobieta do nich dołączyła. Od tej pory robi wszystko, aby na cotygodniowe zajęcia chodzić regularnie. Tam poznaje Robina, dwudziestoletniego chłopaka, który stopniowo zmienia jej postrzeganie świata.
Kiedy zniewala nas codzienność…
Książka od pierwszych stron nurtuje. W zasadzie, kiedy obserwujemy nową znajomość Ingi i zmieniające się w niej emocje, można mieć przeczucie, że zdarzy się coś złego. Jednak akcja dalej się rozwija… Inga nie wie, że ktoś bacznie się jej przygląda, a to może zaważyć na jej życiu. Autorka porusza nieco drażliwą kwestię jaką jest popadanie w rutynę, uleganie codzienności i zatracanie rodzinnych więzi. Jak łatwo zapomnieć o uczuciu do drugiej osoby, kiedy obowiązki i powtarzalność nas zdominują. Podczas lektury jesteśmy narażeni na całą gamę emocji, od wzburzenia po współczucie. A tytuł? „Kiedy będziemy deszczem” to zwrot, który jest dla książki bardzo znaczący, ale skąd tak poetyckie słowa, tego już nie zdradzę.
Za książkę do recenzji dziękujemy
0