Swego czasu miałam przyjemność zaprezentować Wam płytę „Faces” Domi June. Jej recenzję możecie znaleźć na naszej stronie. Dzisiaj natomiast chcę przybliżyć sylwetkę tej wokalistki. Czy zawsze marzyła o muzyce? Dlaczego utwory nagrywała w Portugalii? I jakie są jej dalsze plany? Zapraszam do lektury!
Twoja muzyka wyróżnia się na tle tego, co oferują inni wykonawcy, skąd się wziął pomysł na tego rodzaju rytmy?
Myślę, że podświadomie zawsze dążyłam do jakiejś oryginalności, ale takiej naturalnej, niewymuszonej, takiej która korespondowałaby z moim wnętrzem i dotychczasowym patrzeniem na muzykę. Wtórność też może być piękna, ale to zawsze jednak będzie wtórność. Każdy artysta marzy, żeby być wyjątkowym, nietuzinkowym i rozpoznawalnym dzięki wyrobieniu w sobie pewnych cech charakterystycznych tylko dla jego twórczości. W przypadku mojej płyty owa oryginalność przyszła sama, bo powstała w wyniku muzycznego splotu różnych nacji i osobowości scenicznych, a co za tym idzie różnych kultur i temperamentów. ‘Faces’ to mariaż Angoli, Portugalii, Maroka, no i oczywiście Polski. Afrykańskie rytmy często poprzedza klasyczne intro, a lekka luzofońska melancholia zostaje przełamana chórkami wprost z Czarnego Lądu. Pomysły rodziły się w atmosferze wzajemnej inspiracji i nieczęsto bardzo spontanicznie ;)
Płyta „Faces” jest Twoim autorskim projektem, czy trudno było zacząć jego realizację?
Z rozpoczęciem realizacji nie było problemu. To był newralgiczny moment w moim życiu. Właśnie zdobyłam tytuł Najlepszej Artystki 2012 na włoskim festiwalu jazzowym, następnie pojawiła się propozycja nagrania płyty, a dodam, że część kompozycji już od dawna czekała na tzw. zielone światło. To był szalony czas. Pomysły kłębiące się w głowie, optymizm, który zawsze towarzyszy nowym wyzwaniom i moi niezwykli muzycy, których ogromna energia dodawała siły i wiary w powodzenie tego projektu od samego początku po ostatni akord, który wybrzmiał w studiu.
Wszystkie nagrania powstały w Portugalii. Dlaczego właśnie tam?
Nieprzypadkowo zachodni kraniec Europy stał się miejscem moich muzycznych eksploracji, bowiem stamtąd pochodzą muzycy, z którymi związałam mój fonograficzny debiut. Mając na uwadze powyższe wiedziałam, ze nagrywanie w miejscu, w którym czują się najbardziej komfortowo zaprocentuje i znajdzie swoje odzwierciedlenie w dźwiękach. Lizbona, gdzie zapach parzonego espresso unosi się w powietrzu, gdzie czerwone światło zachodzącego słońca otula to miasto jak jedwabisty aksamit, morska bryza, którą wyczuwa się nawet w głębi miasta, to wszystko nie tylko dało uzasadnienie do logistycznych przedsięwzięć, ale przede wszystkim te wszystkie wspomniane przeze mnie zapachy i aromaty na moim albumie ‘Faces’.
Wokalistka i instrumentalistka, czy potrafisz powiedzieć, co jest bliższe Twojemu sercu?
Wokalistyka jest tą dziedziną sztuki, z którą absolutnie związałam swoje życie zawodowe i drogą, którą zamierzam konsekwentnie kroczyć przez dalsze lata. Jakkolwiek patetycznie może zabrzmieć powyższe stwierdzenie to nie wyobrażam sobie innej drogi. Kocham skrzypce, ale radość, jaką daje mi operowanie i tzw. bawienie się własnym głosem jest nieporównywalnie najwyższą formą mojego artystycznego spełnienia.
Czy masz już w głowie plan na to jak będą wyglądały kolejne realizacje? A może już nad czymś nowym pracujesz?
To prawda. Są już nowe pomysły, bo jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jest nowy projekt, który powoli dojrzewa i czeka na odpowiedni moment, żeby nadać mu bieg. Przyznam jednak, że w chwili obecnej staram się nacieszyć FACES, które jako pierworodne muzyczne dziecko kosztowało mnie i moich najbliższych sporo stresów, wyrzeczeń i poświęcenia. To album, który kryje w sobie sporo melancholii, radości, ale też łez, zatem niech ten muzyczny mariaż emocji wybrzmi i dokona muzycznego katharsis dając już prostszą drogę moim następnym pomysłom.
Wygrałaś główną nagrodę w kategorii „Best Artist 2012” na festiwalu jazzowym we Włoszech. Czy możesz nam o tym opowiedzieć?
Fara Jazz Music Festival to pełna nazwa tego wydarzenia kulturalnego, w którym w 2012 roku miałam przyjemność wziąć udział. Jest to festiwal połączony z warsztatami jazzowymi, na których wykładowcami są artyści z całego świata, m.in. z New York Collective School of Music czy z Berklee College of Music. Odkąd pamiętam co roku wyjeżdżałam gdzieś za granicę szukając nowych inspiracji i po prostu eksplorując tę niezwykłą dziedzinę sztuki. Poza wykształceniem muzycznym jestem również filologiem włoskim, co umożliwiło mi tzw. wtopienie się w tłum warsztatowiczów płw. Apenińskiego i bardzo aktywne uczestniczenie w zajęciach. Na koniec festiwalu, kiedy wyczytano moje nazwisko byłam w ogromnym szoku, ponieważ pierwszy raz w historii festiwalu zdobyłam nagrodę w kategorii BEST ARTIST 2012. Cóż mogę powiedzieć więcej? Piękna chwila, która zaważyła na moich dalszych muzycznych losach.
Urodziłaś i wychowałaś się w rodzinie muzyków. Od początku wiedziałaś, że Ty także pójdziesz w tym kierunku?
Od początku byłam ukierunkowywana, żeby tak się stało :) Mama dyrygent, tata akordeonista, ja miałam zostać skrzypaczką. Szkoła muzyczna podstawowa, potem średnia w klasie skrzypiec i nagle zaskoczenie, bowiem kończę studia na wydziale wokalnym w klasie Krystyny Prońko oraz filologię włoską na Uniwersytecie Warszawskim. Oczywiście italianistyka to była czysta fanaberia, bo moja wrażliwość i miłość do muzyki kształtowała się we mnie już od wczesnego dzieciństwa i naturalne było dla mnie, że to z dźwiękami a nie słownikami chce pracować w życiu zawodowym. Jako dziecko zasypiałam przy dźwiękach Humoreski i Czardasza pochodzących z nocnych prób rodziców, a w szkole Vivaldi i cała plejada zacnych klasyków. Bardzo cenię sobie ten czas, bo to właśnie dzięki niemu dziś jestem zadeklarowaną melodystką. Uwielbiam utwory, które jestem w stanie zanucić, choćby fragment już po jednym wysłuchaniu. Niezależnie od stopnia złożoności harmonicznej melodia była i jest dla mnie priorytetem i ten właśnie aspekt miałam mocno na uwadze realizując mój album FACES.
Domi June dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi, a Czytelników zapraszam do wsłuchania się w utwory artystki.
One Reply to “„Każdy artysta marzy, żeby być wyjątkowym, nietuzinkowym i rozpoznawalnym” – rozmowa z Domi June”