Mia Sheridan niczym burza wdarła się na polski rynek wydawniczy i natychmiast podbiła serca czytelników swoimi powieściami. W kwietniu mogliście przeczytać recenzję znakomitej powieści „Stinger. Żądło namiętności” a dziś zachęcam Was do sięgnięcia po kolejną historię jej autorstwa, a dokładnie „Calder. Narodziny odwagi”.
Witajcie w Akadii, miejscu gdzie ludzie żyją i pracują w zgodzie z naturą, z dala od wygód i cywilizacji XXI, bez dostępu nawet do prądu czy bieżącej wody, nie komunikując się ze światem zewnętrznym. Każdy jest dla siebie bratem czy siostrą. Nad wszystkimi czuwa Hector, którego wszyscy uważają za swojego ojca. Brzmi znajomo? Niestety, Akadia to nic innego jak postapokaliptyczna sekta. Pewnego dnia Hector, z jednej ze swych podróży, przywozi ośmioletnią Eden. Dziesięcioletni, wówczas, Calder, nie spodziewał się, że losy jego i Eden złączy na zawsze niewidzialna nić. Wiedział jednak, że jego uczucia nigdy nie zyskają aprobaty społeczności ani samego Hectora. Wszystko przez to, że Eden ma po osiągnięciu pełnoletniości zostać … żoną Hectora, przywódcy sekty i poprowadzić ludność Akadii do Elizjum, gdy nadejdzie wielki potop. Problem polega na tym, że już dorośli Calder i Eden, nie chcą zrezygnować z siebie i spełnić przepowiedni głoszonych przez Hectora. Postanawiają walczyć o siebie, o własną godność, prawo decydowania o sobie i swoim życiu oraz oczywiście o swoją miłość. Nie będzie to jednak proste, gdyż macki Hectora sięgają bardzo daleko.
Sekret powoju jest taki, że jeśli mu pozwolisz, rozpleni się na wszystkich uprawach, bo nie jest tylko kwiatem. To także chwast, bardzo zaborczy. Silniejszy, niż się wydaje.
Mia Sheridan, Calder. Narodziny odwagi
Gdy sięgałam po książkę „Calder. Narodziny odwagi” nie spodziewałam się znaleźć w niej takiego morza, w dużej mierze trudnych, emocji. Historia nimi po prostu kipi. Ale czy motyw sekty i życia w niej może być pozytywny? Autorce znakomicie udało się pokazać mechanizmy rządzące, prowadzoną przez Hectora, sektą, hierarchię i jej działanie. Mia Sheridan stworzyła miejsce, w którym jego mieszkańcy, zmanipulowani przez fanatycznego przywódcę, nie potrafią tak naprawdę odróżnić dobra od zła. Miejsce, które z pozoru idealne, okazuje się być niebezpieczne, niczym ruchome piaski. Powoli odkrywane tajemnice Akadii pokazują stopień manipulacji i hipokryzji osób zarządzających sektą.
Oczywiście ważnym motywem jest tu miłość Caldera i Eden, rodząca się przez lata. Początkowo dziecięca fascynacja, poprzez nastoletnie zauroczenie, które w końcu przeradza się w prawdziwe, silne uczucie. Uczucie, któremu nie jest dane spokojnie rozkwitać, gdyż nie takie jest przeznaczenie tej dwójki. Wewnętrzny bunt, który się w nich rodzi, jest iskrą zapalną do działania. Działania w kierunku normalnego życia. Mimo, że boją się opuszczenia Akadii oraz gniewu bogów, mają odwagę by ryzykować. Podejmują się ponadczasowej walki dobra ze złem, wierząc, że rosnąca między nimi miłość, oświetli im mrocznie rysującą się przyszłość.
Mia Sheridan prowadzi narrację pierwszoosobowo, pokazując nam wydarzenia z perspektywy zarówno Caldera, jak i Eden. Pozwala nam to uzyskać pełny obraz wydarzeń. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wydarzenia toczą się w miejscach, do których drugie, ze względu na swój status społeczny, nie miałoby wstępu. Dzięki temu jest dużo łatwiej zrozumieć czytelnikowi pewne sytuacje, mające miejsce w Akadii.
„Calder. Narodziny odwagi” to zupełnie inna historia od recenzowanej poprzednio powieści „Stinger. Żądło namiętności”. Mimo, że nie wciągnęła mnie aż do tego stopnia, jak „Stinger”, to historia jest naprawdę ciekawa, czyta się ją chętnie i przyjemnie, a na dodatek pozostawia po sobie niedosyt. Na szczęście dalsze losy Caldera i Eden będziecie mogli poznać już wkrótce, gdyż wydawnictwo Sensus przygotowuje drugi tom historii, czyli „Eden. Nowy początek”. Książka pojawi się w sprzedaży już na początku sierpnia.
Zdradziłam Wam wyłącznie niewielką część tego, co znajdziecie w książce Mii Sheridan. Po resztę musicie sięgnąć sami, do czego Was gorąco zachęcam, bo naprawdę warto.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Sensus