„Duchy Jeremiego”, czyli duchy nas wszystkich

„Duchy Jeremiego” Roberta Rienta to przejmująca, piękna historia chłopca oswajającego trudną rzeczywistość i poznającego wcale nie łatwiejszą przeszłość. Tytułowe duchy uniwersalnie oddają tajemnice obecne w życiu każdego z nas.

Kurt Cobain śpiewał: „it’s okay to eat fish, cause they don’t have any feelings„* – jak sądzę, z tego względu, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Proste założenie, że to, co nie zostanie wyartykułowane, nie istnieje.

Niestety dla dorosłych: dzieci mają głos. Co gorsze, mówią bezpośrednio – nierzadko bez świadomości tabu – o tematach, o których niewygodnie jest rozmawiać, a i słuchać wcale nie lepiej, ponieważ narusza to w znaczący sposób komfort.

„Duchy Jeremiego” Roberta Rienta nabyłam w ciemno, sugerując się dostrzeżoną w przelocie pozytywną opinią Katarzyny Nosowskiej. Nie znałam wcześniej autora, nie wiedziałam, czy tytułowe duchy dotyczą Jeremiego, czy może Dżeremiego; z sięgnięciem po lekturę także miałam problem – zwiedziła ona kilka domów bliskich znajomych, zanim na dobre zagościła na moim regale i w pamięci: już na dobre.

12-letni tytułowy narrator jest względnie typowym dla swojego wieku chłopcem, aczkolwiek z tych, którzy kreują się na chojraka, choć w zaciszu domowym jakże przyjemnie jest łaskotać mamę rzęsami. Niestety, w niespodziewanym momencie dobrze znany, przewidywalny świat rozpada się. Z niezrozumienia sytuacji i braku tłumaczenia ze strony osoby dorosłej, wzrasta mur, za którym rozciąga się ogromna przestrzeń kuriozalnych zmian. Ukochana mama, która ciągle żuje goździki, nagle ma raka – w dodatku nie stara się wystarczająco by wyzdrowieć. Z powodu trudności z utrzymaniem trzeba przeprowadzić się na wieś – do dziadka z „alshajmerem”, którego czasami chciałoby się, według przemyślanego planu oraz alibi, zabić. Sąsiadka – Pani Maria – jest Żydówką, zresztą Żydów znienacka pojawia się więcej, ba! Jeremi okazuje się jednym z nich. Nieżyjąca babcia stanowi widmo – postać zbudowaną z napięć i milczenia. Dziwna ciotka jest lesbijką, a co nie mniej okropne, droga do szkoły jest paskudnie dłuższa, i rzadziej widuje się przyjaciela, Augusta.

Ogrom nieszczęść, które z łoskotem spadają na nastolatka, mógłby powalić, lecz nie obarczony dorosłym pojmowaniem i dojrzałą świadomością konsekwencji tragedii chłopiec, zadaniowo, z właściwymi dziecku uporem, zawziętością i prostotą rozpoczyna działać. Walczy o jedynego rodzica, o siebie, o przyswojenie rzeczywistości (nie bez młodzieńczego buntu, z którego niejednokrotnie rodzi się wiele komicznych dla czytelnika sytuacji).

Naszpikowaniem niewygodnymi tematami, poprzez dramat najmniejszej komórki społecznej: rodziny, autor zaprezentował zagadnienia tabu blokujące w większym wymiarze całe społeczeństwa. II wojna światowa i jej skutki – poturbowane pokolenia, choroby cywilizacyjne, żydowskie pochodzenie, homoseksualizm, śmierć, samobójstwo. Uff… Jednakże sposób ukazania oczami i językiem człowieka bardzo młodego, „nieskażonego” ciężkimi doświadczeniami, pozwala spojrzeć na problemy inaczej. Prawdziwiej, z właściwą wczesnej młodości naiwnością oraz wściekłością, spod której wychyla się nieumiejętnie skrywany strach, a także dezinformacja.

Książka nie posiada jednego, dramatycznego wymiaru. Nie jest dojmująco przygnębiająca, mimo intensywnie ukazanych kwestii. Przeciwnie: to bardzo ciepła, piękna, poruszająca i chwilami szczerze zabawna opowieść o miłości i potrzebie akceptacji – nas samych oraz tego, na co nie mamy wpływu. Tytułowe duchy stanowią artefakt skrytej, przemilczanej przeszłości, która wymaga opowiedzenia i przyjęcia. W tym też sensie opowieść Rienta posiada uniwersalny, ważny przekaz. Nocne mary męczące Jeremiego stanowią tylko część domagających się wyłonienia na światło dzienne prawd, które każdy z członków rodziny zagrzebał, próbując w oderwaniu od niewygodnej, bolesnej historii, budować doczesność. Dopiero uznanie i zrozumienie przeszłości oraz przyszłości pozwala żyć z poczuciem wolności, choć wiąże się ona również z przeżywaniem bólu.

W trakcie czytania oświeciło mnie, dlaczego nieświadomie wzbraniałam się przed wcześniejszym podjęciem lektury: niektóre z wątków nie są obce również mojej rodzinie. Nie mam pewności, a jednak wydaje mi się, że nie ma obecnie familii, której nie dotyczyłby żaden z podjętych tematów. Każdy ma swoje zmory i sekrety, tylko od nas zależy czy zdecydujemy się z nimi rozliczyć, by w ogólnym rozrachunku nie tylko nam żyło się lżej.

*„w porządku jest jeść ryby, ponieważ nie mają żadnych uczuć”

 


Źródło fotografii okładki: https://www.empik.com/duchy-jeremiego-rient-robert,p1145327612,ksiazka-p

Komentarze

komentarze

2 Replies to “„Duchy Jeremiego”, czyli duchy nas wszystkich”

  1. Pingback: 호두코믹스

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close