
Od pierwszego tomu cykl komiksowy „Strażniczka małych ludzi” skradł moje serce. Przyjemna w odbiorze grafika i fantastyczne przygody bohaterki sprawiają, że nie może się znudzić. Najnowsza część „Na ratunek jednorożcowi” jest równie dobra jak poprzednie.
Główną bohaterką jest nastoletnia Elina, która odkrywa, że jej babcia przez cały czas widziała Małych Ludzi. Miała z nimi bliską więź, chroniła ich i teraz dzięki przekazanej wiedzy Elina również może wkroczyć w ten niezwykły świat. W każdej książce stopniowo odkrywa jego kolejny fragment i ma do wykonania trudne zadania.
Na ratunek jednorożcowi!
Kiedy Elina wraca z kolonii, mama informuje ją, że jeśli dostanie pracę w okolicy, być może będą mogły zostać w domu babci na stałe. Do tego istnieje szansa, że babcia będzie mogła wrócić z domu opieki – dziewczynka nie mogłaby dostać lepszych wiadomości! Niestety, kiedy coś się układa, to gdzieś coś dzieje się nie tak.
Llyam chce naprawić swoją czapkę i musi iść po liście na Cierniste Bagna. Gdy długo nie wraca, Elina postanawia sprawdzić, co się stało. Okazuje się, że nie tylko zetknął się z goblinami, ale liście wziął z ogrodu jednego z nich – Badultazora. Podsłuchał też rozmowę, z której wynikało, że gobliny schwytały jednorożca i niebawem chcą go sprzedać na aukcji. Po szoku, że jednorożce istnieją, Elina chce uwolnić biedne zwierzę. Jak się okazuje, nie jest to wcale proste, czy zdąży?
Książka nie tylko dla dzieci
Fabuła jest dość prosta i dynamiczna, dlatego jest idealna dla dzieci w różnym wieku. Jednak kolory nie są przesadnie cukierkowe, a kreska wyraźna, dlatego książka może spodobać się także dorosłym. Ja z pewnością pozostaję wierną fanką tej serii.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: