Tyle się ostatnio mówi o szczepieniach. Szczepić, nie szczepić, nie mam dzieci – nie mam zdania… Szkoda tylko, że cała dyskusja dotyczy jedynie polio, ospy wietrznej, cholery i tym podobnych. A może czas pomyśleć o szczepieniu dzieci przeciwko ksenofobii, podłości i agresji? Na przykład za pomocą literatury.
Jakiś czas temu doszłam do jakże odkrywczego wniosku, że cały ten armagedon poglądowy reprezentowany przez ksenofobiczną część naszego społeczeństwa w dużej mierze sprowadza się nie tylko do złych wzorców wyniesionych z domu, ale także ewidentnych niedociągnięć w systemie edukacji.
W najśmielszych marzeniach nie zakładałabym optymistycznego i skrajnie nierealnego wariantu: mniej maniakalnego wręcz wtłaczania uczniom do głowy patriotycznej papki w ilościach, delikatnie mówiąc, niezbyt przyswajalnych, a więcej rozmów o tolerancji i walce z przemocą, nie od przysłowiowego wielkiego dzwonu. Na co dzień. Nie trzeba od razu wyciągać całego arsenału przykładów z wyższej półki, najlepiej o tematyce wojennej. Chyba bardziej przemawia, zwłaszcza do tych najmłodszych obywateli kraju, branie na warsztat anegdot mniejszego kalibru, które może nie są aż tak wstrząsające, ale za to wydarzają się częściej i właśnie od nich zaczyna się całe zło. Niestety takie podejście w szkołach to marzenie ściętej głowy.
Rozmawiałam o tym wszystkim nie raz i nie dwa, ale – jako że nie planuję zostać ministrą edukacji – zamiast robić rozróbę wśród przeważnie mało otwartych na lud, za to cynicznie demagogicznych polityków, po prostu napiszę o jednym z najłatwiejszych sposobów na wpojenie dzieciakom zasad bycia dobrym, otwartym na innych człowiekiem. W tym celu najlepiej zaprzęgnąć do pracy największe autorytety (przynajmniej z założenia) dla dzieci. Ich rodziców.
Rozmawiajcie z dziećmi o takich sprawach! Czytajcie im książki, które o tym mówią. Jest ich naprawdę dużo i myślę, że stanowią całkiem skuteczną szczepionkę przeciwko ksenofobii. Wspaniale wydane, z przepięknymi ilustracjami, w prosty i ciekawy sposób uczą maluchy, czym jest tolerancja. Nie przychodzą wam do głowy żadne konkretne tytuły? Proszę bardzo, mogę coś zaproponować.
„Mała książka o rasizmie”, Mamadou Diouf
Propozycja numer jeden: „Mała książka o rasizmie” autorstwa Mamadou Dioufa z 2011 r. Diouf pochodzi z Senegalu, ale mieszka w Warszawie i wygląda na to, że całkiem mu z tym dobrze, skoro spędził w stolicy naszego pięknego kraju ponad 20 lat. Biorąc pod uwagę jego pochodzenie, nie powinno dziwić, że całkiem na poważnie zajął się tematem rasizmu, którego w Polsce nie brakuje. Poza tym że pracuje jako muzyk i dziennikarz muzyczny, ma na swoim koncie kilka większych projektów promujących kulturę afrykańską. Napisał również wyżej wspomnianą książeczkę dla dzieci o tym, dlaczego tolerancja jest tak istotna w życiu.
Publikacja ma interesującą strukturę. Autor pojawia się w niej jako jedna z postaci, ale zdecydowanie nie on jest bohaterem „Małej książki o rasizmie”. Jego jedyną funkcją jest sortowanie listów od dzieci z najróżniejszych zakątków świata. Dzieciaki opisują, jak ludzie widzą siebie nawzajem, i właśnie one są bohaterami tej historii.
Moją uwagę przykuła ciekawa obserwacja Dioufa dotycząca książek podróżniczych. Zauważa, że większość ich autorów przy każdej nadarzającej się okazji podkreśla dystans między przedstawicielami mniej rozwiniętych technologicznie nacji, powiedzmy Afrykanami, a na przykład Europejczykami, używając określenia „tubylcy” zamiast „mieszkańcy”, tylko i wyłącznie w odniesieniu do Afrykanów. Według Dioufa słowo „tubylcy” ma pejoratywne zabarwienie, dzieląc ludzi na lepszych i gorszych. Myślę, że jest w tym wiele racji. Niby drobiazg, ale jednak z takich drobiazgów składa się traktowanie innych z wyższością.
„Mała książka o rasizmie” bardzo obrazowo pokazuje głupotę i ograniczenie takiej postawy. Niesie niezwykle pozytywne przesłanie o tym, że inne nie znaczy gorsze. Dodatkową atrakcją tej pozycji, ułatwiającą odbiór najmłodszym czytelnikom, są kolorowe, wesołe ilustracje Doroty Rewerendy-Młynarczyk. Jeżeli trafiają do was słowa Dioufa „Skoro Ziemia jest okrągła, centrum wszechświata jest wszędzie”, jego książka na pewno wam się spodoba.
„Rasizm i nietolerancja NIE!”, Florence Dutheil, Henri Fellner
W 2005 r. w Polsce ukazała się inna sympatyczna książka o tolerancji: „Rasizm i nietolerancja NIE!”. Autorzy – Florence Dutheil i Henri Feller – fajnie poradzili sobie z tym tematem. W lapidarny, ale trafiający w sedno sposób, przekazali, wydawałoby się, oczywistą prawdę, że, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, najzwyczajniej w świecie byłoby okropnie nudno.
Bardzo spodobały mi się sugestywne ilustracje. Od razu docierają do czytelnika. Jednocześnie dają do myślenia i bawią. Idealne połączenie.
W publikacji czytamy o różnych reakcjach na inność. O tym, czego ta inność może dotyczyć: wyznania, koloru skóry… Właściwie wszystkiego, co nas różni od siebie. Autorzy starają się zachęcić czytelnika do postawienia się na miejscu osoby szykanowanej z powodu odmienności. Tym samym uczą empatii, która niestety jest towarem deficytowym. Zwłaszcza obecnie.
Seria książeczek o empatii, Helena Kraljic, Sanja Pregl
Ze wszystkich dziecięcych książek oswajających inność chyba najbardziej zachwyciła mnie seria Heleny Kraljic i Sanji Pregl, z absolutnie cudownymi ilustracjami Mai Lubi. Pozycje z tego cyklu zaznajamiają młodego czytelnika z problematyką przewlekłych chorób i traumatycznych wydarzeń w życiu dziecka.
Słoweńskie pisarki opowiadają o zespole Downa („Mam zespół Downa”, Helena Kraljic), autyzmie („Janek jest inny”, Helena Kraljic), epilepsji („Sekret Laury”, Helena Kraljic), rozwodzie („Miłości starczy dla wszystkich”, Sanja Pregl)… Ich książki są jednocześnie przejmujące i uspokajające. Wzbudzają współczucie dla chorych i skrzywdzonych; udowadniają, że można sobie poradzić z nieszczęściem, nauczyć się z nim żyć. Dają do zrozumienia, że ciężka choroba wcale nie musi, a nawet nie powinna, całkowicie przekreślać normalnego funkcjonowania w społeczeństwie.
Pomimo dotykania bardzo trudnych tematów, historie zachowują lekkość. Nie są ani trochę ciężkostrawne. Wręcz przeciwnie. Kiedy je czytałam, niejednokrotnie uśmiechałam się do siebie, a po lekturze nie miałam psychicznego kaca. Książki z tej serii podnoszą na duchu i nastrajają optymistycznie do życia. W dużym stopniu zawdzięczają tę magiczną właściwość uroczym ilustracjom Mai Lubi, która ostatnio stała się jedną z moich ulubionych ilustratorek książeczek dla dzieci.
Jakie jeszcze książki tego rodzaju mogłabym polecić? Na chwilę obecną przychodzą mi do głowy także poruszające historie Gro Dahle oraz książki obrazkowe Iwony Chmielewskiej. Jednak proponowane przeze mnie pozycje to tylko kropla w morzu książek poświęconych tolerancji, empatii i tak zwanym tematom tabu. Warto samodzielnie pochylić się nad tą problematyką i poszperać na własną rękę.
One Reply to “Szczepionka na ksenofobię”