W dzisiejszej recenzji chciałabym was zaprosić do świata pełnego magii i niebezpieczeństw, w którym czas biegnie nieuchronnie i z każdą chwilą przybliża do katastrofy. „Złowieszczy dar” to debiut Emily Thiede, ale już teraz widać, że nie będzie to ostatnia książka tej autorki. Mało tego, sądzę, że niebawem powstanie ciąg dalszy tej historii.
Jak już najpewniej wiecie, podczas lektury lubię przenieść się do odległych i fantastycznych krain. Każda z nich jest inna. Czytając „Złowieszczy dar”, od razu wiemy, że stanie się coś złego. Odliczane są jedynie miesiące, później dni do chwili, kiedy wyspę Severo zaatakują demony.
Zabójczy dotyk
Co jakiś czas bogowie wysyłają na wyspę Severo demony, by przypomnieć ludziom, jak ważna jest wspólnota i współpraca. Pośród ludu są obdarzeni magicznymi mocami, które jednak można przeciw demonom wykorzystać tylko dzięki obecności osoby, która potrafi ten dar wykorzystać. W najnowszym cyklu finestrą, a więc właśnie kobietą zdolną do tego, jest Alessa.
Ma jednak śmiercionośny dar – poprzez dotyk sprawia ból i prowadzi do śmierci. Jest to o tyle niebezpieczne, że dla wykorzystania mocy fonte, czyli kogoś posiadającego moce, musi go dotknąć. Alessa zabiła już kilku fonte… czas ucieka, a mieszkańcy wyspy zaczynają myśleć, że nie jest prawdziwą finestrą. Kiedy niebezpieczeństwo czyha na Alessę nawet w murach zamku, postanawia poszukać pomocy i sprowadza do zamku Dantego. Ma być jej ochroniarzem, ale z czasem, kiedy poznają się bliżej, ich relacja się zmienia.
Dla kogo “Złowieszczy dar”?
„Złowieszczy dar” to nietuzinkowa opowieść. Teoretycznie mamy tutaj walkę dobra ze złem i przygotowania do wielkiego starcia. Jednocześnie jest trochę innych równie interesujących wątków, które również śledziłam w napięciu. Jeśli lubicie fantastykę, przygody, a przy tym szukacie czegoś o oryginalnej fabule, to ta powieść z pewnością przypadnie wam do gustu.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: