Jeśli kochacie koty i piękne ilustracje, „Historia pewnego kota” Laury Agustí to książka dla Was.
Nigdy specjalnie nie przepadałam za kotami. Mieszkałam kilka lat z jednym z nich i właściwie nie mam żadnych pozytywnych wspomnień, bo zasikane torebki i obuwie raczej się do nich nie zaliczają. Stoję po przeciwnej stronie barykady – jestem typową psiarą.
W przeciwieństwie do wielu kotów, psy nie są złośliwe ani samolubne (przynajmniej te, z którymi miałam do czynienia), bardzo przywiązują się do swojego ludzkiego towarzysza lub towarzyszki i okazują to w szczery, spontaniczny sposób. A kiedy poświęcasz im czas, zabierasz na długie spacery, bawisz się z nimi, tryskają radością, zarażając nią wszystkich wokół.
Genialne ilustracje
Zdecydowałam się na lekturę „Historii pewnego kota”, ponieważ przyciągnęły mnie fantastyczne ilustracje, ale też chciałam zrozumieć, skąd bierze się sympatia dla tych zwierząt. W rysunkach – nie tylko kotów (które swoją drogą są bardzo wdzięcznym obiektem do uwieczniania), lecz także psów, królików, żółwi, ptaków i innych zwierzaków – zakochałam się od pierwszego obrazka. Są szczegółowe i niezwykle realistyczne, jak żywe!
Więź z kotem
W kotach się nie zakochałam, za to uwierzyłam, że człowiek może zbudować prawdziwą, głęboką więź ze swoim mruczącym pupilem. Nadal mam wątpliwości, czy nie jest to przypadkiem więź jednostronna, bo kot jest niejako skazany na swojego „właściciela”. Będąc inteligentnym stworzeniem, wie, jak się przymilić, aby zostać nakarmionym, zaopiekowanym oraz obdarzonym atencją. Niemniej, kot ze swoim mruczando, mięciutkim futerkiem i czułym ocieraniem się może umilić życie i być pociechą w trudnych chwilach, a jego śmierć niektórzy przeżywają niemal tak mocno, jak odejście bliskiego przyjaciela.
To właśnie przydarzyło się Laurze Agustí. „Historia pewnego kota” jest rodzajem osobistego epitafium, w którym pisarka celebruje pamięć kociego towarzysza życia. Wzruszającym, momentami zabawnym i ślicznie zilustrowanym. Przy okazji Agustí, jak przystało na artystkę, przemyca nieco ciekawostek związanych z obecnością kotów w historii sztuki.
Na zachętę
Poniżej, na zachętę, prezentujemy fragment książki oraz wybrane ilustracje.
Nigdy nie lubiłam szufladkowania ludzi, bo w jakiś sposób czułam, że stają się przez to nieistotni – tak jakby umieszczało się ich w przegródkach starych szafek na pasmanterię. Tych, które oglądałam, gdy byłam mała, w drodze ze szkoły, razem z mamą i siostrą. Guziki starannie ułożone według kształtu, rozmiaru i materiału. Równiutkie i grzeczne kolorowe nici; kiedy tylko wyciągniesz jedne, natychmiast pojawią się następne, by zająć ich miejsce. Nawet dzisiaj sprawia mi ogromną przyjemność przesuwanie palcami po szpulkach ułożonych jedna obok drugiej, według kolorów, odcieni i tonacji. Ale z ludźmi jest inaczej. Gdy ktoś zorientuje się, że lubię zwierzęta, zawsze zadaje pytanie, czy „bardziej interesuję się kotami, czy psami”, a ja, już trochę nauczona doświadczeniem, zwykle odpowiadam, że kocham psy, ale odkąd tylko pamiętam, zawsze byłam kotem. Jestem pasjonatką kotów i nie sposób policzyć, ile ich już narysowałam, sfotografowałam i namalowałam przez lata.*
Jesteście zdeklarowanymi kociarzami? W naszym portalu znajdziecie więcej recenzji książek o kotach, na przykład TUTAJ.
* Cytat oraz zdjęcia pochodzą z książki „Historia pewnego kota” Laury Agustí, w tłumaczeniu Urszuli Żebrowskiej-Kacprzak.
Za książkę do recenzji dziękujemy: