„Granica” jest jednym z filmów pretendujących w bieżącym roku do Oscara w kategorii charakteryzacji i fryzur. Film Alego Abassiego został również doceniony nagrodami oraz nominacjami na arenie europejskiej. Obraz światową premierę miał w maju 2018 roku, natomiast do kin polskich trafi niebawem, 22 lutego 2019.
Kinematografia szwedzka kojarzy się z dziełami wymagającymi i specyficznymi, co zdecydowanie rzutowało na moje pozytywne nastawienie wobec „Granicy”. Już pierwsze minuty seansu pozwoliły zauważyć pewną konwencję, która ogromnie przypadła mi do gustu: estetyczne ujęcia, piękna, skandynawska przyroda, powściągliwość i stonowana, nieco przygaszona kolorystyka. Tym samym rozczarowująco zadziałała względnie szybka rewizja: wymienione walory wraz z rozwojem filmu zostały przygniecione pierwszoplanową fabułą, która w pewnym momencie zaczęła podążać ku irracjonalnym motywom wprowadzającym chaos i gros zadziwień.
„Granica” jest opowieścią o życiu Tiny, celniczki fizycznie zniekształconej wskutek, jak sądzi, wady chromosomalnej. Jej fizyczna brzydota nie stanowi jednak nadrzędnej cechy, która definitywnie odpychałaby widza. Rozłożony środek ciężkości balansuje prócz wyglądu także na doskonałym wyostrzeniu zmysłów, dzięki którym bohaterka wyczuwa ludzkie emocje i intencje, co wykorzystuje w pracy do wyławiania podejrzanych delikwentów. Mało tego, Tina potrafi nawiązywać specyficzną bliskość ze światem fauny. Nader silnie rozwinięta zdolność zawodzi w momencie spotkania Vore, mężczyzny niemal bliźniaczo do niej podobnego. Podróżnik w miarę zacieśniania więzi uświadamia kobietę w wielu kwestiach, które dotąd były jej obce: tłumaczy różnice między obojgiem a resztą społeczeństwa, wnosi akceptację, pokazuje czym jest miłość i seks.
Wraz z jego przybyciem Tina traci ogląd rzeczywistości, a reżyser ciągłość zrozumiałej fabuły. Zmienia się nie tylko życie celniczki. Abassi zdaje się być zmieszany obecnością drugiego bohatera: akcja zaczyna niebezpiecznie dryfować w kierunku świata fantasty nie najlepszej jakości gatunku. O ile w pierwszych chwilach towarzyszenia w relacji szpetnych postaci chciałoby się zanucić: „brzydka ona, brzydki on, a taka ładna miłość” Grażyny Łobaszewskiej, o tyle finalnie brzydota kładzie się cieniem na każdej płaszczyźnie.
Odniesień do granic u Abassiego jest wiele. Współistnieją ze sobą obrazy funkcjonowania wewnątrz granic, przekraczania ich oraz bycia poza – na zewnątrz. Ścieranie się rzeczywistości ludzi „innych” w materii wyglądu, zachowania, stylu życia oraz tych „poprawnych” i przykładnych, zderzenia sztampowych pojęć dobra i zła (oraz ich transgresji), niedookreślonych płci, a także ukazanie nieprzekraczalnych własnych barier w obliczu dramatów to tylko niektóre z nich. Założenia te zdają się być jak najbardziej poprawne i uniwersalne. Problem tkwi jednak w rozmyciu i niepełnym poprowadzeniu wielu ważnych kwestii, między innymi tematu pedofilii.
Niestety, „Granica” przekroczyła również o jedną limitację za dużo: moją własną, zbudowaną z logiki i dobrego smaku. Film może znaleźć poklask wśród odbiorców nastawionych na kino po prostu dziwne i niekonwencjonalne, przy czym nie jest to kuriozalność w stylu Davida Lyncha. Odbiorca powinien być przygotowany na atak wątkiem trolli, przechowywania nieludzkich noworodków w lodówce, robaczanych papek oraz transpłciowego seksu. Osobliwa wizja Abassiego ostatecznie wzbudza konsternację, jeśli nie – jak w moim przypadku – zażenowanie.
Zwiastun filmu: