„Wyspa Sachalin. Notatki z podróży” Antona Czechowa to rzetelny i dystropijny obraz świata z jednej strony zapomnianego, z drugiej przeklętego. Historia wyalienowanej, zesłańczej wyspy osacza beznadzieją i bezcelowością życia mieszkańców – w głównej mierze przymusowych. „Dobrowolnie nikt tutaj nie siedzi”.
Sachalin jest jednym z najdalej na wschód wysuniętych terytoriów Rosji. Jego mroczną antysławę naświetlił Czechow w 1890 roku badając obszar nieocenionym szkiełkiem i okiem. Wyspa będąca synonimem zsyłki ponownie powróciła do naszej świadomości, tym razem jednak nie poprzez odległą historię XIX wieku. Docierają do nas potworne doniesienia, jakoby Rosjanie wobec wysiedlanej ludności ukraińskiej stosowali doskonale utrwalony scenariusz z czasów niegdysiejszego imperium. Choć dzisiejsza wyspa całokształtem znacząco różni się od pierwotnego lądu, po którym stąpał Czechow, niezmiennie pozostaje ekonomicznie ubogim, nieperspektywicznym i trudnym klimatycznie zakątkiem.
Na uwięzi
Ziemia, której postanowił przyjrzeć się autor, jest dzika i trudna w zagospodarowaniu, choć bogata w surowce naturalne. Z uwagi na stopień wyizolowania miała być surrealistycznym poligonem dla więźniów niewygodnych państwu. Rzeczywiście, sachaliński kompleks więzienno – katorżniczy stał się wycyzelowanym prologiem dla socjalistycznego GUŁagu opisanego przez Sołżenicyna. Mieszkańcy, których obecności doświadcza pisarz, są obojętni. Wobec polityki, religii, ale i własnej przyszłości. Bez związku czy należą do stanu katorżniczego różnej kategorii – pełniąc rolę robotników, czy osiedleńczego – a więc awansując po odsłużeniu wyroku, nieważne, czy są chłopami z zesłańców, czy ludźmi wolnymi. Kuriozalne odcięcie od cywilizacji i trudy codziennego żmudnego życia sprawiają, iż niezależnie od posiadanego statusu, są niewolnikami.
„Wyspa katorżników”
„Katorżnicy i osiedleńcy z niewielkimi wyjątkami chodzą po mieście swobodnie, bez kajdan i bez konwojentów, można spotkać ich wszędzie, w grupach i pojedynczo. Na podwórzu i w domu, są bowiem woźnicami, dozorcami, kucharzami, kucharkami i niańkami. Taka bliskość z początku krępuje i niepokoi. Mijasz jakąś budowę, a tam katorżnicy z siekierami, piłami i młotkami. Aj, myślisz sobie, zaraz dostanę w łeb! Albo przychodzisz z wizytą i nie zastawszy znajomego w domu, siadasz, żeby napisać mu kilka słów, a za plecami sterczy ci jego służący, katorżnik z nożem, który akurat obierał w kuchni kartofle. Albo na przykład wcześnie rano, koło czwartej, budzi cię jakiś szmer, patrzysz – a tu do łóżka skrada się na paluszkach, wstrzymując oddech, katorżnik. Co tu robi? >>Buciki chciałem wyczyścić, jaśnie panie.<< Szybko jednak oswoiłem się z tym wszystkim. (…) Miejscowe panie zupełnie spokojnie puszczają swoje pociechy na spacer pod opieką niań z dożywociem.”
Traktat o pozbawianiu godności
„Notatki z podróży” nie szokują ani nie porażają. Czechow z pieczołowitą reporterską dokładnością odnotowuje fakty. Prawdopodobnie właśnie dokumentalny charakter poczynionych obserwacji, przeprowadzonych rozmów i spisów oddziałuje ustawicznym niepokojem i dojmuje. Bezcelowość i wszechobecna inercja rzadko i na krótko naruszane są okazjonalnymi przyjazdami gości, jednak nie przełamują atmosfery naczelnego letargu, dehumanizacji oraz zadziwiającej wegetacji. Zniewolenie jest kwestią nie tylko pozbawienia podstawowych praw, zawężenia możliwości oraz zdolności rozwoju i kształtowania się. Czasami, jak na „Wyspie Sachalin”, stanowi wykładnię życia, które – przez wzgląd na okoliczności – skazane jest na odwleczone w czasie nieszczęście i porażkę.