Sceny z życia małżeńskiego Ingmara Bergmana stanowią dojmujący spektakl. Dystropijna historia małżeństwa, którego punktem wyjścia jest idealny świat rodzinny, zmierza w kierunku totalnego kataklizmu. Jaką degrengoladę maskuje etykieta nienaganności? Jak silne i skrajne emocje skrywają się za społecznie pożądanymi pozorami?
On
Johan. Przystojny i oddziałujący na kobiety mężczyzna po 40-stce. Czarujący i dowcipny. Wykształcony i inteligentny, szanowany pracownik naukowy potrafiący nonszalancko perorować zarówno o religii, sztuce, jak i polityce. Emanujący pewnością siebie i męskością. Mąż wpatrzony w idealną żonę, ojciec oddany uroczym, dobrze wychowanym córkom. Człowiek sukcesu. Niedojrzały pozorant, zdrajca i tchórz.
Ona
Marianne. Kobieca, piękna 35-latka. Elokwentna i świetnie wykształcona adwokatka pracująca w renomowanej kancelarii. Skromna i pozostająca nieco w cieniu męża, w który osuwa się dobrowolnie, co zdecydowanie ujmuje i dodaje uroku. Świetnie godząca rolę kobiety na wysokim szczeblu drabiny zawodowej oraz pani domu. Doskonała żona, matka oraz córka. Zagubiona, uległa i zależna frustratka.
Oni
Małżeństwo, którego życie toczy się machinalnie, zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach – począwszy od rodzinnego obiadu przez zaplanowany urlop po wcześniej uzgodniony seks. Starannie ułożona egzystencja pozbawiona marginesu dla niedbalstwa czy spontaniczności, jak gdyby cokolwiek nieustalonego mogło zaburzyć frontalny porządek i wizualną perfekcję. Jednak skrupulatnie pielęgnowana wizja nie uwzględniająca upustu emocji, które nie zawsze pozwalają na pacyfikację wyważonym dialogiem, nie jest możliwa do utrzymania… Co stanie się zapalnikiem do groteskowego i zawziętego rujnowania relacji zgodnego małżeństwa? Czym skutkuje festiwal szczerości i żalu?
„Johan i Marianne mają brzuchy przewiązane czerwoną jedwabną wstążką i duże kokardy na plecach jak marcepanowe świnki w naszym dzieciństwie. Bardzo dobrze to zrobi ich moralności, jeśli zajrzą do najniższego kręgu piekieł. Zastanawiam się, czy jest w ogóle bardziej nieprzyjemny widok niż mąż i żona zionący do siebie nienawiścią. No jak sądzicie? Gorsze są może dziecięce tortury. Tylko co z tego? Jesteśmy przecież z Katariną dziećmi szatana. Dlatego w głębi niej siedzi mała dziewczynka i płacze, bo upadła i się uderzyła, i nikt nie przyszedł jej pocieszyć. A w drugim kącie siedzę ja, wciąż niedorosły, i płaczę, bo Katarina nie potrafi mnie pokochać, mimo że jestem dla niej taki wredny.”
Niszcząca prawda
Sceny z życia małżeńskiego to zasmucający obraz. Relacja Marianne i Johana stała się wypielęgnowaną wydmuszką, której odraczane pęknięcie musiało przyczynić się do odrażającego i uwłaczającego starcia. Przemocy z gatunku wszetecznej, stosowanej przez – bynajmniej nie nagle – obcych sobie i obrosłych w pretensje, niegdyś prawdziwie kochających się i najbliższych sobie ludzi. Konflikt wojenny, który obserwujemy niejako w przededniu wybuchu, w trakcie jego trwania, aż po odstręczające poczynania na pogorzelisku, prawdopodobnie nie zaskakuje, jednak stanowi dalece niekomfortowy dla odbiorcy danse macabre. Silne i tłamszone emocje muszą znaleźć ujście, inaczej wybiją w sposób niekontrolowany i porażąjąco niszczący.
A może jednak prawda wyzwala? Kwestia, czy nie lepiej dawkować ją w porcjach przyswajalnych i skutkujących sensem, ulepszeniem, aniżeli niekontrolowanie bombardować podszytymi pretensjami urosłymi do nieprzyswajalnych rozmiarów? Bergman skonstruował czytelny i realnie potencjalny scenariusz dla pięknych kłamstw i wygodnych przemilczeń. Ku przestrodze.
I think this is one ⲟf the such a lot significant information for me.
And i’m glad reading yоur article. But wanna statement on some
basic issues, The website style is ideal, the articles is іn point of fact nice : D.
Excellent job, cheers