
Widziałem otchłań Simone Moro to pasjonująca opowieść o pasji i dążeniu. Przedstawiona z pokorą autobiografia ujmuje szczerością, prostotą i rezonuje imponującą życiową mądrością.
W 2020 roku autor wraz z Tamarą Lunger podjął próbę pionierskiego zimowego przejścia łącząc zdobycie Gaszerbrumów I i II po kolei, bez powrotu do obozu. Zakończona niepowodzeniem peregrynacja obarczona została niebagatelnym kosztem. Na wysokości prawie 5500 metrów Moro wpadł do szczeliny lodowej. Poobijany, ale bez większego szwanku, wyszedł dzięki przytomności umysłu, doświadczeniu oraz fizycznej sile Lunger – nie puściła liny, którą asekurowała partnera. Upór przepłaciła poważną kontuzją dłoni. Nieudana wyprawa odbija się sporym echem. Jednak echolalia ustępuje innemu naczelnemu tematowi pochłaniającemu wszystkie środowiska, całe społeczności. Europę szturmem bierze koronawirus. COVID-19 skutecznie zatrzymuje w rodzinnym Bergamo wybitnego himalaistę.
Historia ciągłych falstartów
Pandemicznie uziemiony Moro w pasjonujący sposób prowadzi czytelników przez meandry swojej przeszłości. Zajmująco i pięknie w prostocie przekazu opowiada o poszukiwaniu oraz poznawaniu samego siebie. Ukazuje relacje, które kształtowały zarówno młodego człowieka, jak i budowały osobowość i uznaną pozycję wspinacza. Szczerze dzieli się licznymi niepowodzeniami – falstartami, które dzięki odpowiedniemu nastawieniu i stanowczości mógł przekuć w późniejsze sukcesy.
„Strach nie ma dobrej prasy w alpinistycznych epopejach, niemal nie występuje w opowieściach o wyczynach wspinaczy. A jednak to właśnie strach, jestem tego pewien, pozwalał mi przez te wszystkie lata wracać do domu z każdej wyprawy. To właśnie to, że często się bałem, zapewniło mi długą alpinistyczną karierę, pozwoliło mieć rodzinę i teraz, już po pięćdziesiątce, zdawać mojemu synowi relację z kolejnej wyprawy i porażki, która jest drobiazgiem w porównaniu z tym, że nie mogłem być przy nim. I wyjaśnić mu to, jak spadałem w szczelinę i co musieliśmy zrobić razem z Tamarą, aby wyciągnąć mnie z powrotem na powierzchnię”.
Wymiary otchłani
Widziałem otchłań stanowi poruszające i zachwycające świadectwo człowieka, który stawał się. Mężczyzny, który pod mądrym rodzicielskim okiem przebył inicjację z bycia chłopcem. Ojca uczącego wolności i wspierającego w odkrywaniu pasji własnego syna. Przyjaciela i alpinisty wciąż mogącego rozwijać się i współdzielić pasje, ale i nieść ciężar pamięci o tych, których góry pogrzebały bezpowrotnie.
Interesującym bonusem biografii jest rozdział poświęcony polskim himalaistom i ich osiągnięciom. Podejście autora i zachwyt wobec siły i motywacji polskich pobratymców szczególnie wzbudza sympatię. Znajomość niuansów polskiej historii pozwala spojrzeć na wybitnego wpinacza w wyjątkowo bliski sposób.
Tytułowa otchłań ma dla Moro wiele znaczeń, przepełniona jest symboliką. Począwszy od dosłownej, przez którą został niemalże pochłonięty podczas wyprawy na Gaszerbrumy, przez filozoficzne, sentymentalne ujęcia momentów będących punktami krytycznymi. Punktami mogącymi stanowić o przegranej i odwrocie od dotychczasowego życia, a jednak stawiącymi cenne sygnalizatory i momenty przełomowe.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu:
One Reply to “Widziałem otchłań – Simone Moro”