Pomimo całej mojej miłości do książek niewiele jest lektur szkolnych, które wspominam z sympatią. Wśród tych, jakie lubię, są „Przypadki Robinsona Crusoe” Daniela Defoe, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po komiksową adaptację o podobnym tytule – „Robinson Crusoe”.
Jak już pisałam przy okazji innych komiksowych adaptacji klasycznych tytułów wchodzących w skład kanonu lektur szkolnych – gdyby wszystkie lektury szkolne były w takiej formie, nikt nie miałby problemów z przygotowaniem do lekcji. Nie inaczej jest w tym przypadku. Niewielka ilość tekstu, skondensowana fabuła i świetna grafika sprawiają, że kolejne strony czytają się w zasadzie same.
Robinson Crusoe na bezludnej wyspie
Najpewniej większość z was, choć pobieżnie kojarzy fabułę powieści, ale mimo wszystko krótko ją przypomnę. Jak wiele młodych ludzi siedemnastoletni Robinson Crusoe marzy o wielkich przygodach i odkrywaniu świata. Wbrew swojemu ojcu ma zamiar zrealizować swoje marzenie i podróżować. Kilka lat później nie podejrzewając, że coś może pójść nie po jego myśli, zamierza wyruszyć do Afryki. Sztorm niszczy statek, a cudem ocalały Robinson trafia na bezludną wyspę, gdzie rozpoczyna się jego walka o przetrwanie. Poza nim przetrwał pies, który od tej chwili jest najlepszym i jedynym towarzyszem niedoli.
Książka nie tylko dla uczniów
Robinson Crusoe kojarzy mi się przede wszystkim ze szkołą. Jednak jest to propozycja nie tylko dla uczniów. Oczywiście im także polecam, bo to znacznie atrakcyjniejsza forma niż streszczenie, ale lektura przypadnie do gustu także starszym czytelnikom. Jak już wspomniałam, czyta się dobrze. Ilustracje są pod względem kreski i kolorów są spójne z pozostałymi książkami z tej serii. Tak jak do poprzednich, do tego tytułu wraca się z przyjemnością.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: