Jenny Blackhurst zalicza się autorek, które w swoich thrillerach psychologicznych perfekcyjnie gra na emocjach czytelnika. Ostatnio mogłam zagłębić się w jej najnowszą książkę – „Do trzech razy śmierć”. Chociaż tym razem miałam przed sobą kryminał, a nie thriller, to jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Dobrze skonstruowany kryminał to ten, w którym nie ma miejsca na oczywistości, co rusz pojawiają się nowe wątki i niedomówienia. „Do trzech razy śmierć” zawiera wszystkie te elementy, a zaskoczeń nie brakuje i to nawet na ostatnich stronach. A zatem do sedna – o czym jest książka?
Siostry po przeciwnej stronie barykady jednoczą siły
Główne bohaterki są dwie. Tess jest policjantką walczącą o awans. Sarah jest nieuchwytną oszustką. Dwie skrajnie różne siostry, które od lat nie miały ze sobą kontaktu, teraz są zmuszone współpracować, bo ich wspólne tajemnice mogą ujrzeć światło dzienne, a to zniszczy je obie.
Na policję dzwoni kobieta, która widziała, jak mężczyzna wypadł z okna. Wszystko wskazuje na samobójstwo, ale kiedy Tess przyjeżdża na miejsce zdarzenia, okazuje się, że ofiara nie tylko wypadła z balkonu, ale ma poderżnięte gardło, więc raczej samobójstwo to nie było. Później robi się jeszcze dziwniej, bo w całym budynku nie ma podejrzanego, nie ma także śladów krwi… Mało tego, okazuje się, że ofiarą był człowiek z przeszłości Tess, którego miała nadzieję nigdy nie spotkać. Nie pozostaje jej nic innego jak odnaleźć siostrę. Ona również znała ofiarę. Pomimo oporów zaczynają pracować razem, wierząc, że to był przypadek. Kiedy jednak ginie kolejna osoba związana z ich wspólnym sekretem, nie ma mowy o przypadku – obie stają się podejrzane.
„Do trzech razy śmierć” – jak wygląda zbrodnia doskonała?
Jeśli zastanawiacie się, czy możliwe jest popełnienie zbrodni doskonałej, to zachęcam do lektury „Do trzech razy śmierć”. Gwarantuję, że podobnie jak bohaterki będziecie mieć wrażenie, że morderca zniknął albo że w ogóle go nie było. Ten tytuł to prawdziwa gratka dla fanów kryminałów pełnych nieoczywistości i tajemnic. Akcję śledziłam w napięciu do samego końca, zarywając noc.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: