
Sherlocka Holmesa nikomu nie trzeba przedstawiać, bo chyba nie ma bardziej znanego detektywa na świecie. Chociaż pojawia się w komiksie, o jakim za moment opowiem, gra raczej drugie skrzypce. Na pierwszy plan wysuwa się grupka odważnych dzieci, które mu pomagają. „Czwórka z Baker Street” to coś zupełnie nowego, a dzisiaj w skrócie o dziesiątym tomie tej serii – „Czarne Muzeum”.
Lubię książki kryminalne, a od pewnego czasu z chęcią sięgam również po wersje komiksowe. Tytuł, jaki przeczytałam w ostatnich dniach, ma kolorystykę i kreskę typową dla kryminałów przeznaczonych dla dorosłych czytelników, natomiast bohaterami są dzieci. Wychowują się w trudnych czasach, przez ich pociąg do przygody, a po części przez mroczną przeszłość, narażają się na liczne niebezpieczeństwa.
Czy włamanie do Scotland Yardu jest możliwe?
Najmłodszy z członków grupy z Baker Street, Puck, zostaje porwany przez groźnego Patcha. Jest to podstęp, by namówić Toma do współpracy. Patch nadal uważa go za najlepszego włamywacza i ma dla niego zadanie, któremu wyjątkowo trudno jest podołać. Niestety tylko w ten sposób może uwolnić Pucka. Ma zakraść się do Scotland Yardu, a tam do Czarnego Muzeum, by stamtąd ukraść napisany krwią list Kuby Rozpruwacza… Czy dzieciom uda się uwolnić przyjaciela i czy powiedzą o całej sytuacji Holmesowi?
„Czwórka z Baker Street. Czarne Muzeum” – dla kogo?
Pomimo tego, że bohaterami są dzieci, książka wcale nie jest propozycją odpowiednią dla najmłodszych czytelników. Zwiastuje to już kolorystyka i kreska, o czym już wspomniałam. Podczas lektury szybko upewniłam się, że moje przypuszczenia są słuszne. Przykładem są, chociażby nawiązania do Kuby Rozpruwacza i jego zbrodni, czy brutalność Patcha. Komiks przypadnie do gustu starszym nastolatkom i dorosłym lubiącym klasyczne historie kryminalne w odświeżonym wydaniu. Lektura jest wciągająca i stanowi ciekawe doświadczenie.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: