„Córka komendanta” Johna Boyne’a wyrasta z powojennej traumy. Jednak czy inne nazwisko, miasto i na nowo tworzona historia siebie pozwalają zapomnieć o najmroczniejszym okresie wojennym?
Gretel Fernsby jest stateczną, przeszło 90-letnią kobietą. Poznaliśmy ją, gdy nosiła panieńskie nazwisko, które za sprawą ojca – zbrodniarza nazistowskiego, komendanta obozu koncentracyjnego, jeszcze długo po wojnie wybrzmiewało i przywodziło jednoznaczne skojarzenia. Tuż po zakończeniu wojny wraz z matką uciekła z podbitych Niemiec do Francji, by rozpocząć nowy rozdział życia. Życia opartego na wyimaginowanej tożsamości, w permanentnym lęku przed rozpoznaniem i obnażeniem oraz potrzebą akceptacji i znalezienia swojego miejsca.
Choć los bohaterki doprowadził ją do luksusowego londyńskiego życia, skrzętnie przechowywana i nie dopuszczana do głosu przeszłość domaga się ponownej retrospekcji. Wszystko za sprawą niepożądanych nowych sąsiadów, a właściwie kilkuletniego chłopca…
Reminiscencje kobiety po przejściach
„Każdego dnia na jaw wychodziły nowe szczegóły tego, co działo się w obozach, a nazwisko ojca stało się synonimem zbrodni najbardziej odrażającej natury. Choć nikt nie insynuował, że my również ponosimy winę, matka była przekonana, że oddanie się w ręce władz oznaczałoby dla nas katastrofę. Przyznałam jej rację, bo – podobnie jak ona – byłam przerażona, choć szokowała mnie myśl, że ktokolwiek mógłby uznać mnie za współwinną zbrodni. Owszem, od dziesiątego roku życia należałam do Jungmeadelbund jak każda niemiecka dziewczyna. Członkostwo w organizacji było obowiązkowe, podobnie jak dla dziesięcioletnich chłopców przynależność do Deutsches Jugendvolk. (…) Po przyjeździe do tego innego miejsca tylko raz znalazłam się za płotem, tego jednego dnia, kiedy ojciec zabrał mnie do obozu, żebym przyjrzała się jego pracy. Usiłowałam sobie wmawiać, że jestem tylko widzem, nikim więcej, i że mam czyste sumienie, ale już wtedy zaczynałam sobie stawiać pytania na temat mojego wpływu na wydarzenia, których byłam świadkiem.”
Wielorakość perspektyw
W opowieści Gretel, w kreacji jej osobowości stworzonej przez Boyne’a zaskakuje coś, co – bynajmniej – nie wybrzmiewa na pierwszym planie historii. Uwaga czytelnika podąża za narracją bohaterki, notabene, niezwykle interesującą. Otrzymujemy przeplatające się reminiscencje losów nastoletniej i dorastającej, dojrzewającej emigrantki wraz z bieżącym zapisem życia dojrzałej kobiety – matki i wdowy.
Uwagę przykuwa nawiązująca się relacja bohaterki z kilkuletnim Henrym, synem ekscentrycznych nuworyszów. Młoda matka – niespełniona aktorka wraz z mężem, producentem filmowym, przeprowadziła się do jednego z mieszkań luksusowego apartamentowca zakłócając spokój pozostałych mieszkańców. Możemy się domyślać pewnych korelacji i wzbudzenia uśpionej pamięci oraz skrzętnie przechowywanych tajemnic dotyczących Bruna, tragicznie zmarłego brata Gretel, które wskrzesza obecność młodego sąsiada. Środek ciężkości zostaje przekierowany na więź między starszą panią a chłopcem. Kilkadziesiąt lat po wojnie, kobieta odzyskuje pewną sprawczość i siłę, by symbolicznie zrehabilitować wojenną inercję i pomóc dziecku utożsamianemu z Brunem.
Właśnie tutaj, na dość szerokim marginesie opowieści, pojawiają się pytania o postawę względem dawnego egzystowania w sąsiedztwie obozu koncentracyjnego. O bierność i przyjętą obojętność. O brak zainteresowania wobec działalności ojca zarządzającego śmiertelną machiną. Najistotniejsze: o różnie rozpatrywaną moralność. Czy „Córka komendanta” ukazuje perspektywę okresu wojennego wystarczająco? Na to pytanie każdy z czytelników będzie musiał odpowiedzieć samodzielnie.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy:
WOW just what I was looking for. Came here by searching for
Sex Dating