Ktoś może uznać, że recenzja ta jest nieobiektywna. Ale to przecież K. Bromberg, jedna z moich ulubionych autorek, które mogę brać w ciemno i wiem, że będzie między nami chemia. Tak też było ze „Sweet Cheeks”, na dodatek już od samego początku. Jesteście gotowi na babeczkową wojnę?
Saylor Rodgers ma pracę, którą kocha i która pomaga jej radzić sobie w trudnych chwilach. Nie ma dla niej nic lepszego, niż prowadzenie własnej cukierni „Sweet Cheeks” i sprzedawanie w niej samodzielnie upieczonych i ozdobionych babeczek. Pół roku wcześniej porzuciła swojego bogatego, snobistycznego narzeczonego, Mitcha Laytona, zaledwie tydzień przed ich ślubem. Nie spodziewała się jednak, że owy mężczyzna tak szybko o niej zapomni i po zaledwie pół roku postanowi ożenić się z jej kopią. Na dodatek będzie na tyle bezczelny, żeby zaprosić ją na swój ślub. Pech chce, że Saylor wypełnia i przypadkiem doprowadza do wysłania potwierdzenia przybycia na ten ślub. Pod wpływem emocji postanawia się tam pojawić, ale przecież nie może udać się na przyjęcie bez partnera. Wybór pada na Hayesa Whitleya, niezłe ciacho oraz gwiazdę Hollywood. Problem polega na tym, że oboje znają się od bardzo dawna i jednocześnie mają między sobą niedokończone sprawy. Każde z nich ma inne plany wobec tego wyjazdu. Saylor chce pokazać Mitchowi i jego rodzinie, że jest silną kobietą i znakomicie radzi sobie sama. Hayes pragnie zaś odzyskać utracone dziesięć lat temu zaufanie dziewczyny i móc znów ruszyć do przodu z czystym sumieniem. Żadne nie spodziewa się tego, że pomiędzy nimi wybuchnie pożądanie, a dawne uczucia zaczną dobijać się do ich serc, nie przestając dawać znać o sobie.
Kristy Bromberg skradła moje serce od pierwszego spotkania z „Driven”, czyli pierwszym tomem serii o tym samym tytule. Pokochałam losy Rylee i Coltona, a także pokochałam styl pisania autorki. Bo jej powieści, to coś więcej niż romans. To historie, które chwytają za serce, wywołują cały wachlarz emocji i wciągają do tego stopnia, że czytając je tracicie poczucie czasu. Od tamtej pory wiem, że jej książki mogę brać w ciemno i się nie zawiodę.
„Sweet Cheeks” to zupełnie inny rodzaj historii, niż było w przypadku Driven. Jednak ani trochę to nie przeszkadza. Nie ma tu aż takiego zagęszczenia dramatów na centymetr kwadratowy strony książki, jednak w ogóle się zdarzają. W końcu to Kristy. Bez dramatu, nie ma zabawy. Te, które się zdarzają, dodają całości kolorów. Nie brakuje jednak odpowiedniego budowania napięcia, stopniowego uchylania rąbka tajemnicy, odkrywania kolejnych sekretów z przeszłości, które niczym elementy puzzli, dają coraz pełniejszy obraz sytuacji. Po prostu wciąga Was w całości.
Bo miłość jest jak magia. Możemy się zastanawiać nad tym, jak i kiedy do niej dochodzi, dlaczego przewraca nasz świat do góry nogami i ja mogliśmy bez niej żyć, gdy już nam się przytrafi. Ale to nie oznacza, że uzyskamy jakiekolwiek odpowiedzi. Czasem po prostu trzeba uwierzyć w nią i w ścieżki, którymi nas prowadzi.
Historię Saylor i Hayesa pokochałam od pierwszych stron. To jedna z tych par, które się po prostu uwielbia. Mają oni swoje wady i zalety, dzięki czemu możemy odnieść wrażenie, że czytamy o bliskich nam przyjaciołach. Martwimy się ich losem i kibicujemy im, śledząc ich perypetie z zapartym tchem.
Kończyć czy nie kończyć?
Czytałam „Sweet Cheeks” i walczyłam ze sprzecznymi myślami. Jednocześnie chciałam poznać finał tej powieści, dowiedzieć się, jak potoczyły się losy wszystkich postaci, ale i przeciągałam ten moment w czasie jak najdłużej, delektując się jej lekturą. Wiedziałam, że z każdą stroną jej koniec zbliża się nieubłaganie, a nie chciałam się jeszcze rozstać z Saylor i Hayesem.
Jeśli sięgacie po tę powieść, bo oczekujecie, że będzie gorącym erotykiem, to od razu możecie ją odłożyć. Owszem, Kristy Bromberg nie stroni od rozgrzewających zmysły, gorących scen pomiędzy bohaterami, jednak jej powieści to coś więcej niż zwykły romans. Seks to wyłącznie dodatek. Wisienka na torcie. Dekoracja babeczki. Podstawą są emocje i historia, która pochłania, nie pozwalając się oderwać. Sceny zbliżeń pomiędzy bohaterami są nie tylko namiętne i gorące. Jednocześnie są subtelne i ze smakiem, opisane z wyczuciem, ale także burzące krew w żyłach.
Jeśli jeszcze nie poznaliście się z twórczością tej autorki, to koniecznie musicie to zrobić. Szybko sięgnijcie po „Sweet Cheeks” oraz debiutancką, niesamowitą serię Driven.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu
One Reply to “Słodko i babeczkowo – K. Bromberg, Sweet Cheeks. Zapach namiętności”