Książka, o której chcę dzisiaj opowiedzieć może zainteresować smakoszy tradycyjnych trunków alkoholowych, pasjonatów historii, bo przecież alkohol towarzyszy człowiekowi od wieków, i osoby, które poszukują ładnie oprawionej książki na prezent dla bliskiej osoby. „Okowita, przepalanka, nalewki i miody pitne” Andrzeja Fiedoruka, to kompendium wiedzy na temat pochodzenia najznamienitszych alkoholi. Nie brakuje w niej też wielu przepisów na różnego rodzaju trunki.
Razem z Maciejem Kuroniem, Andrzej Fiedoruk oceniał jakość alkoholów produkowanych z produktów z Puszczy Białowieskiej i Knyszyńsiej. Ma dużą wiedzę na temat kuchni i alkoholi. Książka jest określana mianem bestselleru i nie jest to bezpodstawne. Kiedy po nią sięgnęłam, szczerze mówiąc liczyłam na to, że znajdę jakiś smaczny przepis na nalewkę z letnich owoców, która umili zimowe wieczory. Nie spodziewałam się jednak, że zanim autor zaproponuje mi coś do przygotowania, przeniesie mnie w fascynującą historię ludzkości uzupełnioną o rolę alkoholu w kulturze! Tak, to było dla mnie zaskoczeniem, ale jakim miłym! Opowieść snuta przez autora jest niezwykle barwna, z dodatkiem dobrego humoru. Alkohol na dworach możnowładców, jego obecność w ziołolecznictwie, dawne receptury… Czy wiecie, jaki trunek wymyślili Polacy? Który likier zdominował Francję kilka wieków wstecz? Jaka powstała dla niego konkurencja w Anglii?
„Na Wyspy zawieźli trunek już pod nazwą gin. Przybysz początkowo musiał zmierzyć się z ostrą konkurencją, w Anglii bowiem wśród arystokracji prym wiodły francuskie przepalanki. Ruch w interesie rozpoczął się wraz z objęciem tronu przez Wilhelma III Orańskiego. Po rewolucji popuścił on nieco pasa i angielscy i szkoccy producenci alkoholi, którzy znali już recepturę jałowcówki, ruszyli pełną parą. Sprawdziło się też powiedzenie: „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Anna Stuart, na początku XVIII wieku, nałożyła cła na import francuskich alkoholi, co wyprowadziło z kolei paryskie przepalanki i likiery, a zwiększyło do monstrualnych rozmiarów spożycie ginu. Takiej pijackiej orgietki wyspiarze już nigdy nie przeżyli. Pili wszyscy!”
W książce przeczytałam o wszystkich rodzajach wódek, likierach i nalewkach. O tym, skąd się wzięły, gdzie były pierwszy raz, w jaki sposób wygląda ich przygotowanie. O ile do tej pory dość biernie mijałam stoisko alkoholowe przy kasie w sklepie, o tyle teraz patrzę na te kolorowe buteleczki nieco inaczej. Przestały być tylko kolorowym mocnym napojem wyskokowym. Każda z nich wygląda jak pewne świadectwo wspólnej historii, każda to indywidualny proces produkcji. Teraz kiedy je widzę, przesuwają się przed moimi oczami obrazy z XVII lub XVIII wieku, które opisał Andrzej Fiedoruk.
W tytule o tematyce alkoholowej nie mogło zabraknąć wielu fantastycznych przepisów. Bardzo dużo jest o produkcji różnego rodzaju wódek. Wódka różana, ryżowa, islandzka, staromoskiewska i wiele, wiele innych. Przy okazji wódki nie mogło braknąć części poświęconej destylacji i nielegalnego pędzenia w gospodarstwach domowych. Dalej znaleźć można sporą ilość likierów jak likier benedyktyński, orzechowy, bożonarodzeniowy, cytrynowy, czy staroświecki. Potem kolej na nalewki i kremy. To jest właśnie to, co w pierwszej kolejności postanowiłam wypróbować, a efekty możecie zobaczyć na zdjęciach. Kto ma ochotę na degustację nalewkę malinowej albo kremu pomarańczowo-czekoladowego? Oprócz tego w książce są przepisy na przykład na nalewkę islandzką, orzechówkę, pieprzówkę, dereniówkę, krem jajeczny. W końcowych rozdziałach autor opowiada o dawnych recepturach. Ciekawie się czyta przepisy, w których mówi się o zapomnianych miarach, jak funty.
Ciekawym rozdziałem dla mnie były nalewki zdrowotne. Tworzone na bazie ziół, dawniej wykorzystywane powszechnie, teraz zapomniane lub wyparte przez farmaceutyki. Każda z nich wspiera inne organy, zapobiega innych schorzeniom. Jak powiedziałam na wstępie, książka jest pięknie wydana, obszerna i ciekawa. Opisuje historie, tradycje, miejsce i znaczenie alkoholu w różnych kulturach i podaje wiele znakomitych receptur. Jestem nią bardzo mile zaskoczona i przekonana, że kiedy już zdecydujecie się na to, żeby się w nią wczytać, nie zawiedziecie się, a sącząc na przykład amaretto przeniesiecie się kilka wieków wstecz.
Za książkę do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka