Czy marzyliście kiedyś o tym, by zostać wynalazcą? Kobalt z komiksu Larsa Henrika Eriksena tak. Czy główny bohater tytułu „Wynalazca. W poszukiwaniu maszyny nieskończoności” będzie na dobrej drodze? Jaką cenę będzie musiał zapłacić za swoje marzenia i otwarty umysł?
Akcja książki rozgrywa się na dalekiej wyspie Mata-Mata. Od razu rzuca się w oczy wszechobecny motyw żółwi. Mieszkańcy hodują żółwie, podróżują na żółwiach, mieszkają w domach przypominających skorupy żółwia. Na co dzień ludzie zajmują się uprawą roślin i rybołówstwem. Istna sielanka! Kiedy rozpoczynamy lekturę, nic nie zwiastuje tego, że wkrótce dojdzie do dramatycznych wydarzeń…
Zabawa tragiczna w skutkach
Kobalt Kogg chce iść w ślady swojego dziadka wynalazcy. To właśnie dzięki niemu na wyspie jest prąd. Chłopak jest ambitny, żądny wiedzy i ciekawy świata. To właśnie ta ciekawość sprowadza na Kobalta i jego przyjaciółkę Linneę kłopoty i oboje mają wypadek. Podczas wizyty u dziadka uruchamiają tajemniczą maszynę. W konsekwencji Linnea odnosi poważne obrażenia, a blizny już zawsze będą przypominać o tym zdarzeniu. Natomiast Kobalt traci nogi i ląduje na wózku inwalidzkim. Zdarzenie przelewa czarę goryczy i mieszkańcy wyrzucają z wyspy starego wynalazcę. Po latach Kobalt zamierza go odnaleźć.
„Wynalazca. W poszukiwaniu maszyny nieskończoności” – co dalej?
Komiks jest pierwszym tomem serii, więc możemy spodziewać się dalszych przygód Kobalta, na które czekam. Kiedy otwierałam książkę, myślałam, że będzie to lekka opowieść dla dzieci, w której bohater rozwija zainteresowania i ma raczej przyjemne dziecięce przygody. Tymczasem porusza dość poważne i trudne kwestie. Wypadek i niepełnosprawność nie są prostymi tematami, jednak dobrze, że pojawiają się w literaturze dziecięcej i to w dość przystępnej formie. To czyni z książki nie tylko przyjemną, ale i wartościową lekturę.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: