
Dawno nie czytałam książek historycznych, których akcja była osadzona w czasach wcześniejszych niż średniowiecze. Dlatego, kiedy zobaczyłam tytuł „Pompeje” Roberta Harrisa, wiedziałam, że to coś w sam raz dla mnie.
Miasto Pompeje kojarzy się z wielką tragedią w starożytności, kiedy to z wielką mocą wybuchł Wezuwiusz. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy mieszkańcy coś przeczuwali? Czy wiedzieli, że coś się stanie? Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do Cesarstwa Rzymskiego!
Zanim Wezuwiusz zniszczył Pompeje
Jest rok 79 n.e., kiedy do Zatoki Neapolitańskiej zostaje wezwany młody inżynier Marek Atiliusz Primus. Ma zweryfikować, co dzieje się z akweduktem, który ma dostarczać wodę do kilku miejscowości. Od razu zauważa pewne nieprawidłowości, jakie trudno wyjaśnić. Szybko wysychająca woda, zapach siarki i zatrute ryby to dopiero początek… Kiedy zaczyna się coraz bardziej niepokoić i jednocześnie zastanawiać, czemu nagle zniknął poprzedni akwariusz, bogaci mieszkańcy okolicznych willi ucztują, bawią się i nie myślą o jutrze. Tymczasem ziemia wysyła kolejne sygnały, że coś nadchodzi…
Thriller inny niż wszystkie
Akcja książki rozpoczyna się kilka dni przed wybuchem Wezuwiusza. Obserwujemy zwykłe życie, mając świadomość, że niebawem wszystko się zmieni. Widzimy, jak ludzie lekceważą przyrodę i to, jak próbuje ostrzec przed katastrofą. Wyraźnie wyczuwa się, że wraz z rozwojem fabuły atmosfera gęstnieje, tym bardziej że w tle dzieje się też sporo rzeczy niezwiązanych bezpośrednio z akweduktem.
Istotnym elementem tej książki są krótkie informacje na temat wulkanologii stanowiące wstęp do każdego rozdziału. Autor serwuje nam pewną dawkę wiedzy na temat tego, co dzieje się z ziemią i wodą przed erupcją. Dzięki temu lektura ma zupełnie nowy wymiar. Napięcie połączone z faktami i gruntowną wiedzą sprawiają, że książka zdecydowanie wyróżnia się na tle innych.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: