Macie ochotę na porcję rockowych klimatów z odpowiednią dawką dramatyzmu w tle? Jeśli tak, to koniecznie musicie przeczytać „Odcień północy” L.J. Shen.
To miało być łatwe. Potrzebowałam pieniędzy. On potrzebował opiekunki, która powstrzyma go przed zaćpaniem się na śmierć. Zostałam wybrana specjalnie dla niego. Jestem odpowiedzialna. Optymistyczna. Ciepła. Niewinna. Powinnam być mądrzejsza. Alex Winslow. Brytyjska gwiazda rocka. Seryjny łamacz serc. Casanova o oczach w kolorze whiskey. „Nie zbliżaj się do diabła w skórzanej kurtce. On cię wykorzysta i zostawi”. I wiecie co? Nie posłuchałam. Podpisałam umowę. Trasa koncertowa po całym świecie. Trzy miesiące. Cztery kontynenty. Sto występów. Nazywam się Indigo Bellamy i zaprzedałam duszę wytatuowanemu bóstwu. Problem w tym, że Alexowi Winslowowi moja dusza nie wystarczyła. Wziął również moje ciało. A potem serce. Zabrał mi wszystko.
„Odcień północy” odczekał nieco czasu na mojej półce, nad czym bardzo ubolewam. A dlaczego? Ponieważ nie spodziewałam się, że ta historia będzie tak znakomita. Perypetie Indie, jej najbliższych, Alexa i pozostałych członków zespołu podróżujących wraz z nimi w czasie trasy koncertowej wciągają niczym ruchome piaski. Im głębiej wchodzisz, tym trudniej się od niej oderwać. Jeśli więc nie macie dużo wolnego czasu na czytanie, nie zaczynajcie tej książki.
Rozdziały Alexa i Indie są skrajnie różne. Te pierwsze są pełne wulgaryzmów, chamskich tekstów lub docinków i wręcz ociekają testosteronem. Są szorstkie. Rozdziały, w których narratorką jest Indie, są niczym przyjemny, chłodzący opatrunek na oparzenie. Delikatne, stonowane, spokojne, niemal wyciszające ten buzujący testosteron.
To nie tylko historia gwiazdy rocka zmierzającej ku całkowitemu upadkowi i jego opiekunki. To również opowieść o problemach, z jakimi muszą się zmagać osoby z pierwszych stron gazet. O tym, do czego może doprowadzić sława, bycie na świeczniku, zmuszanie do pogoni za kolejnym sukcesem, konieczność sprostania stawianym przez „garniaków” (jak nazywa ich Alex) wymaganiom. A także o konsekwencjach życia po rodzinnej tragedii.
Powieść czyta się bardzo szybko, ze względu na dynamiczną akcję. Nie ma zbędnego przeciągania scen. Jest za to zabawnie, a momentami również dramatycznie. Napięcie pomiędzy bohaterami możecie poczuć na własnej skórze. Będziecie się znakomicie bawić czytając o ich wzajemnych podchodach, niczym zabawie w kotka i myszkę.
To pozycja obowiązkowa dla fanów romansów z rockowym brzmieniem w tle. Szczególnie mogę polecić ją tym, którym do gustu przypadła seria Stage Dive. Jestem ciekawa Waszego wrażenia po jej lekturze. Czekam na Wasze opinie.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu