Raczej nieczęsto się zdarza, żeby powieść miała dwóch autorów, a tak jest w przypadku tej, o której dzisiaj chcę opowiedzieć. Twórcami książki „Nadchodzi ogień” są Gillian Anderson, aktorka znana z takich produkcji jak „Archiwum X”, „Upadek” i „Hannibal” oraz Jeff Rovin, autor wielu książek, które wspięły się na listy bestsellerów New York Timesa. Dwie osoby, dwa odmienne podejścia do literatury, jedno dzieło, jakie? Przekonajcie się sami.
Główna bohaterka, Caitlin O’Hara jest znanym i szanowanym psychologiem dziecięcym. Jej główną specjalnością jest leczenie dzieci i młodzieży z traum powstałych na skutek klęsk żywiołowych i wojen. Prywatnie kobieta o silnej osobowości i samotnie wychowująca syna matka. Podczas gdy wykonuje swoje rutynowe obowiązki i przyjmuje kolejnych pacjentów, jej bliski przyjaciel, Ben, zwraca się do niej z prośbą o to, by zbadała i podjęła decyzję na temat leczenia Maanik, nastoletniej córki przedstawiciela Indii w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Maanik była świadkiem zamachu na swojego ojca Ganaka Pawara, po czym zaczęły dziać się z nią dziwne rzeczy… Rodzice nie chcą jej hospitalizować, ponieważ Indie i Pakistan stoją u progu wojny i trwają ważne rozmowy pokojowe, których Pawar nie może ominąć. Jego nieobecność może przyczynić się do eskalacji konfliktu, w którym finalnie mogą mieć swój udział bomby atomowe…
Caitlain nie może zaklasyfikować zachowania Maanik pod żadną jednostkę chorobową. Stan hipnozy, starożytne języki, nieznane gesty, apokaliptyczne wizje, samookaleczanie i wrażenie śmierci unoszącej się w powietrzu… Czyżby konflikt między krajami popychał ludzkość na krawędź istnienia?… Niepokojące są także doniesienia ze świata, które świadczą o tym, że nie tylko z Maanik dzieje się coś niedobrego… Podobną przypadłość zaobserwowano u co najmniej kilkoro młodych ludzi w różnych częściach naszego globu. Co zobaczyli, i dlaczego właśnie oni?
Jaka jest moja osobista ocena książki? Jestem osobą, która ma raczej słabe nerwy i unika drastycznych filmów. Nie ma mowy o wyświetlanych w kinie, czy telewizji horrorach ani thrillerach. Bez obaw sięgnęłam po tę książkę mimo, że wiedziałam, jaki typ literatury reprezentuje. Do tej pory moja psychika radziła sobie całkiem nieźle z mocnymi opisami przekazywanymi słownie. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron książki „Nadchodzi ogień”, doszłam do wniosku, że to nie jest lektura dobra przed snem, przynajmniej nie dla osoby o tak bujnej wyobraźni jak ja. Wciąga niesamowicie, ale… dokończyłam ją w dzień. Co ciekawe, nie było bardzo drastycznych scen, ale element napięcia i tajemniczości był tak namacalny, że można było w każdej chwili spodziewać się, że zaraz wydarzy się coś strasznego. Nie mniej czyta się bardzo szybko i do ostatniej stronie nie można domyślić się zakończenia.
W książce pojawiają się elementy związane z ludzką psychiką, voo doo, duchami i ezoteryką. Pomimo tego, że większość zagadek zostaje wyjaśniona, nadal pozostaje sporo niewiadomych, których czytelnik nie pozna. .„Nadchodzi ogień” to pierwszy tom „Sagi końca świata” i pomimo tego, że wzbudził we mnie wiele skrajnych emocji, od ciekawości, po strach, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Książkę polecam przede wszystkim osobom o mocnych nerwach, które lubią przygody i tajemnice, a podczas czytania nie czekają na tkliwe zakończenia i sielską atmosferę.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Literackiemu: