Polacy kochają sensację i dramatyczne wydarzenia, dlatego reportaże stały się w naszym kraju tak bardzo popularne. Sama lubię sięgnąć po dobry reportaż o interesującym temacie, stąd padła decyzja by przeczytać właśnie ten, napisany przez dziennikarza śledczego Mateusza Ratajczaka na temat świata finansowych naciągaczy.
Autor podjął ogromne ryzyko wchodząc prosto do paszczy lwa, czyli zatrudniając się w jednej z tytułowych „kotłowni”. Przekonał się na własnej skórze, jak to wszystko wygląda od środka. Zobaczył jak manipuluje się klientami, którzy z różnych powodów chcą zarobić jak najwięcej pieniędzy. Poznał techniki sprzedaży, manipulacji i prania mózgu osobom, do których wydzwaniają. A czym jest „kotłownia”? To specyficzny rodzaj call center, czyli centrum telefonicznego. W związku z tym, że ma tam aż wrzeć od emocji, krzyków, agresywnych zwrotów, szybkiego tempa i obrażania klientów, zyskał on nazwę kotłowni (z angielskiego boiler room). Właśnie tak wygląda atmosfera w takich miejscach.
Mateusz Ratajczak, dzięki zdobytym doświadczeniom, opisuje między innymi jak wygląda dzień pracy w takim miejscu. Udało mu się również sfotografować dokumenty, którymi posługują się pracownicy, materiały szkoleniowe, listy klientów. Zdobył nawet fotografie umów i oświadczeń, jakie podpisuje każdy pracownik. W czasie swojego epizodu w roli pracownika kotłowni, zgromadził mnóstwo materiałów, które posłużyły mu do napisania reportażu.
Bardzo ciekawe są również słowa, które autor usłyszał od dr Witkowskiego, psychologa i specjalisty od kłamstw, a który informował, że nie jest to grupa zwykłych naciągaczy. Struktura firmy bardzo przypomina sektę ekonomiczną, która swoich pracowników uzależnia fizycznie i psychicznie.
W jednym z rozdziałów, pod tytułem Zawiadomienie, przytoczony został fragment prawdziwego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, właśnie w sprawie naciągaczy prowadzących kotłownie. W tym krótkim tekście możecie przeczytać wyjaśnienie mechanizmów działania naciągaczy i ich firm. W jaki sposób zarabiają oni na swoich klientach, nazywanych przez nich frajerami. Niech będzie to przestroga dla tych, którzy chcieliby skorzystać z takowych usług.
W reportażu wykorzystano mnóstwo fragmentów dokumentów, rozmów z informatorami, którzy odważyli się mówić, nawet jeśli tylko anonimowo. To wszystko znajdziecie na prawie dwustu stronach tego znakomitego reportażu. To pozycja, którą naprawdę warto przeczytać, by otworzyć oczy.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Mando