Busz symbolizuje walkę i odwagę. To świat, który trudno usidlić i opanować. Maksymalnie absorbuje i bez wątpienia można się w nim zapomnieć i zatracić. To miejsce dzikie, którego człowiek nie może sobie podporządkować, w którym czuje się bezsilny i bezbronny. To dobrze, że są jeszcze takie miejsca. I choć wywołuje uczucie zagrożenia, samotności i bezradności, swoją tajemnicą i pięknem ciągle przyciąga.
Chociaż z wierzchu cywilizowani, wciąż czujemy pociąg do lasu, chęć dzikiego zatracenia się w nim.
Claire Dunn
Busz zaistniał w wielu gatunkach literackich. Jest motywem, symbolem, metaforą i konceptem literackim Literatury Australijskiej. W literaturze, ale i każdej innej kreatywnej twórczości busz ma wiele konotacji, przy czym inaczej postrzegają busz tubylcy, a inaczej biali, aczkolwiek dla obu grup busz jest scenerią świata w którym los, czasoprzestrzeń i wyroki boskie determinują człowieka.
Kiedyś historie o buszu kojarzyły mi się z Beatą Pawlikowską, która oprócz tego, że dobrze pisze, jeszcze lepiej opowiada. Lubiłam słuchać przed zaśnięciem jej słuchowiska. Zawsze czułam wewnętrzny pociąg do tej dzikości. Teraz w moje ręce wpadła książka „365 dni bez zapałek”. Sam tytuł przypadł mi do gustu. Chyba z uwagi na zawartą w nim wolność. Codzienność tak bardzo przytłacza, że odbieram wszelkie sygnały wolności. Jeżeli macie tak samo, to sięgnijcie po ten tytuł.
“365 dni bez zapałek” to historia Claire Dunn, która z pięcioma innymi osobami wzięła udział w programie, w trakcie którego zamieszkała w australijskim buszu przez 365 dni. Dobrze, że prowadziła dziennik, ponieważ dzięki temu możemy poznać jej odczucia. Opowiada o tym, jak bardzo musiała nauczyć się wyostrzyć zmysły, poznać język ptaków, zyskać orientacje w terenie. Zazdrościcie? Bo ja tak.
To książka o poznawaniu siebie. Dzięki ekstremalnym warunkom Claeire dokonuje analizy swojego postępowania oraz walczy z własnymi słabościami. Uczy się również szacunku do natury oraz miłości do Ziemi. Czuje swoją słabość w tym wielkim świecie. Zdaje sobie nagle sprawę jak małym trybikiem jest w tym wszystkim. Bohaterka rozmawia z eukaliptusem, a nim zetnie drzewo pyta się o pozwolenie. Wszystko dlatego, że ma wrażenie, że potrzebuje akceptacji świata.
Instruktorzy pomagali uczestnikom tylko przez sześć miesięcy, potem byli jedynie zdani na siebie. Podczas trwania programu uczyli się m.in. budować schronienia, rozpalać ognisko bez zapałek, tropić i polować na zwierzęta, szukać jadalnych roślin oraz wyrabiać naczynia.
W książce znajdziecie kilka fotografii, dzięki którym wyobraźnia czytelnika zderza się z obrazem.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu
antypody.info