
Nie ma chyba studenta, który nie słyszałby o Erasmusie. Z roku na rok coraz więcej żaków bierze dział w tym programie wymiany studenckiej. W tym roku Erasmus świętuje swoje trzydzieste urodziny. Dzięki temu programowi studenci mogą przez 6 lub 12 miesięcy studiować w wybranym przez siebie kraju. Wymiana ta ma służyć poszerzaniu horyzontów młodych ludzi, uczyć ich obycia w świecie, jak również pozwolić im na praktyczną naukę języka oraz podróżowanie. Jak podają statystki obecnie z programu Erasmus+ korzystają ponad 2 mln studentów na całym świecie. Wśród nich są również studenci z Polski. Zapraszam Wam do przeczytania wywiadu z Anią Bloch, która spędziła rok w Szwecji i jak sama mówi, gdyby tylko miała możliwość, toby skorzystała z wymiany raz jeszcze.
Ania Bloch jest pełną pasji i entuzjazmu studentką prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Uwielbia dobre jedzenie oraz podróże – te małe i duże. Prowadzi bloga aniabloch.com, na którym opisuje swoje podróże i udowadnia, że tanie podróżowanie nie jest mitem. Niedawno wróciła z rocznego pobytu w Lund. Zgodziła się opowiedzieć o tym, jak wyglądał jej wyjazd, czego się nauczyła i jak go wspomina. Udziela również kilku rad osobom, które chciałyby skorzystać z wymiany studenckiej, ale się boja lub nie wiedzą od czego powinny zacząć przygotowania do takiego wyjazdu.
Aniu, kiedy i dokąd wyjechałaś w ramach programu Erasmus+? Ile czasu spędziłaś za granicą w ramach tego programu?
Jako kierunek na Erasmusa wybrałam Szwecję i Uniwersytet w Lund. Od razu zdecydowałam, że chcę jechać na oba semestry. W swoim życiu spędziłam już rok za granicą (pomiędzy drugą klasą liceum a klasą maturalną wyjechałam na rok do amerykańskiego liceum. Przez ten czas mieszkałam u amerykańskiej rodziny, chodziłam do amerykańskiego liceum i przy okazji sporo podróżowałam) i wiedziałam jak szybko czas leci. Jeden semestr byłby dla mnie za krótki, aby w 100% doświadczyć życia za granicą.

Dlaczego zdecydowałaś się na wymianę studencką w ramach programu Erasmus+?
O tym, że wyjadę na Erasmusa, wiedziałam już od pierwszego semestru studiów. Moim marzeniem był wyjazd do Francji, jednak krótko przed złożeniem aplikacji zmieniłam zdanie. Francję znam dość dobrze, a zwłaszcza Paryż, do którego tak bardzo chciałam jechać. Stwierdziłam jednak, że potrzebuję odmiany i muszę wyjechać w miejsce, które jest dla mnie kompletną niewiadomą. Spojrzałam na mapę Europy i moją pierwszą myślą było: “Skandynawia!”. Wybrałam Szwecję i Lund, ponieważ tam mieszka i studiowała moja szwedzka przyjaciółka Julia. Wiedziałam, że Lund to uniwersytet na najwyższym poziomie, i że nie będę żałować swojej decyzji.

Co studiowałaś ? Opowiedz trochę o uniwersytecie w Lund – o panującej tam atmosferze, ludziach, wykładowcach, salach.
Studiowałam prawo na Uniwersytecie w Lund. Lund to miasteczko uniwersyteckie, mieszkają tam wyłącznie studenci. Ma to swój niepowtarzalny klimat. Atmosfera na studiach była niesamowita. Dopiero w Szwecji poznałam, co to znaczy studiować z przyjemnością, bez stresu. Wykładowcy to jednocześnie twoi partnerzy w zdobywaniu wiedzy. Wszyscy są na „ty”, a po wykładach można z profesorami zwyczajnie pogadać o tym, co u nas słychać. Niesamowicie podobał mi się system studiowania. Na prawie miałam cztery przedmioty przez cały rok, w tym jeden przez dziesięć tygodni. Dzięki temu można było się skupić na tym jednym, konkretnym. Dla porównania w Polsce miałam pięć-sześć rocznych przedmiotów i gigantyczną sesję letnią. W Lund sesja była co dziesięć tygodni. Inaczej wyglądała również kwestia oceniania. Zwykle były trzy kryteria: projekty grupowe, esej i egzamin pisemny lub ustny. Wszystko składało się na całościową ocenę kwartalnej pracy. Jeśli gorzej Ci poszedł egzamin zawsze można było nadrobić punktami z eseju lub projektów.

Jakie przygody spotkały Cię podczas wyjazdu?
Największą przygodą podczas pobytu w Szwecji była możliwość wyjazdu do Laponii. Wyjazd organizowany był przez biuro podróży Time Travels we współpracy z Erasmus Student Network Lund (ESN). Pomimo iż nie lubię wyjazdów zorganizowanych ten okazał się strzałem w dziesiątkę, a fińska Laponia jednym z najbardziej magicznych miejsc, jakie w życiu widziałam.

Czy pamiętasz jakieś ciekawe anegdotki ze studiów w Lund?
Pamiętam jak po jednych zajęciach podszedł do nas profesor i zapytał, co u mnie słychać. Odpowiedziałam, że wszystko dobrze i piszę swój esej, a on mi przerwał i powiedział: „Ale nie pytam o Twój esej, tylko o to, co u Ciebie w życiu”. Lund to malutkie miasteczko. Studenci poruszają się tutaj głównie na rowerach, bez względu na porę roku. Rower to podstawowy środek transportu. Chcesz iść na imprezę? Musisz mieć rower, ponieważ komunikacja miejska w nocy nie kursuje zbyt często. Lund nie jest dużym miasteczkiem jednak posiadanie roweru zdecydowanie ułatwia przemieszczanie się (nawet zimą, gdy pada śnieg ;)
Jak wygląda kwestia przedmiotów – dużo się pokrywało? Sama je wybierałaś czy zostały Ci odgórnie narzucone? Według jakiego kryterium zostały one wybrane?
Prawo jest specyficznym kierunkiem. W Polsce studiuję prawo polskie. Wyjeżdżając, wiedziałam o tym i byłam przygotowana, że na UW będę miała normalną sesję. Cieszę się, że mogłam spędzić rok w tak niezwykłym kraju i nie żałuję, że po powrocie przez dwa miesiące nie wychodziłam z domu, ucząc się do polskich egzaminów.

Jakie są warunki zaliczenia roku na Erasmusie?
Z reguły trzeba zdać wszystkie egzaminy za granicą, rozliczyć się z Biurem Współpracy z zagranicą oraz z macierzystym wydziałem ;)

Jak w Lund traktuje się studentów z innego kraju? Mają taryfę ulgową (np. w trakcie sesji egzaminacyjnej) czy też muszą tak samo ciężko zakuwać jak szwedzcy studenci?
W Lund studiuje dużo osób pochodzących z różnych krajów Unii Europejskiej jak i spoza niej. W trakcie wymiany miałam okazję poznać ludzi z każdego kontynentu. Byli ludzie, którzy tak jak ja studiowali w ramach programu Erasmus+, jak również w ramach umów bilateralnych czy tacy, którzy po prostu postanowili odbyć swoje studia w całości lub częściowo na szwedzkim uniwersytecie. Nie ma tutaj taryf ulgowych – każdy ma takie same szanse i możliwości. Egzaminy pisemne odbywają się anonimowo, więc nikt nie może zweryfikować czy jesteś Szwedem, Polakiem, Australijczykiem czy Amerykaninem. Wiele kursów jest prowadzonych w języku angielskim, dlatego w zajęciach uczestniczą zarówno obcokrajowcy, jak i Szwedzi. Nie ma czegoś takiego jak przedmioty stricte dla osób na Erasmusie. Mój pierwszy kurs to było „Wprowadzenie do prawa szwedzkiego”. Jako że studiowałam na wydziale prawa nie było na nim Szwedów, chociaż studenci z innych wydziałów, chcący poznać podstawy tego zagadnienia również mogli brać w nim udział. W Szwecji wszyscy mówią perfekcyjnie po angielsku, dlatego wiele osób decyduje się na odbycie studiów wyłącznie w języku angielskim.

Co Cię najbardziej zaskoczyło na Erasmusie pozytywnie, a co negatywnie?
W Szwecji zaskoczyło mnie to w jaki sposób wspierani są studenci. Jeśli masz problemy z pisaniem esejów po angielsku możesz bezpłatnie zapisać się na doszkalające lekcje. Jeśli nie radzisz sobie ze stresem możesz porozmawiać z psychologiem, jeśli masz problem natury religijnej możesz porozmawiać z duchownym. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł Ci pomóc, jeśli tylko zechcesz.
Szwedzi traktują studiowanie jako swoją pracę. Zajęcia na studiach humanistycznych odbywają się dwa-trzy razy w tygodniu po 2-3 godziny. Mało, prawda? Jednak resztę czasu należy przeznaczyć na takie prawdziwe studiowanie – siadasz w bibliotece i studiujesz zadane tematy, szukasz odpowiedzi na pytania i poszerzasz swoją wiedzę w zakresie większym niż od Ciebie wymagają. Takie podejście jest naprawdę godne podziwu i niestety, jak z moich obserwacji wynika, rzadko spotykane w Polsce. W Szwecji panuje bowiem przekonanie, że uczysz się tylko i wyłącznie dla siebie, nie dla dyplomu, dla rodziców, dla znajomych, tylko właśnie dla samego siebie.
Jakie rady dałabyś studentom, którzy marzą o wyjeździe na Erasmusa? Na jakie kwestie powinni zwrócić szczególną uwagę? Jakich formalności dopełnić? Przed czym należy przestrzec takich studentów?
Jechać i nie zastanawiać się zbyt długo! Nie znam ludzi, którzy nie wróciliby zachwyceni z Erasmusa, a jeśli nawet komuś się nie podobało, to jest to niewielki procent. Jeśli chodzi o formalności – polecam jak najszybciej zrobić certyfikat językowy. Ja certyfikat FCE zrobiłam totalnie od niechcenia i przydał mi się w najmniej nieoczekiwanym momencie. Każdy wydział ma inne wymagania dlatego w pierwszej kolejności polecam skontaktować się z wydziałową sekcją Erasmus, a potem z Biurem Współpracy z zagranicą. Dla przykładu na prawie na UW można wyjechać już na drugim roku studiów, zaś na moim drugim kierunku – romanistyce – takie wyjazdy możliwe są dopiero od trzeciego roku.

* zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Ani Bloch-Kurzyńskiej