Kto czytał naszą recenzję „Przepisu na zbrodnię”? Kto ma zaległości, nadrabia. Świetna komedia kryminalna, w której… jest pisany kryminał. Dzisiaj zachęcamy do lektury wywiadu z autorką książki – Panią Iwoną Mejzą. Czym się inspiruje? Którego bohatera książki lubi najbardziej? I czy ma swój sprawdzony „przepis na zbrodnię”? Zapraszamy!
Marlena Zawilska jest pisarką kryminałów. Właściwie tak, jak Pani. Skąd się to wzięło? Forma wyrażenia siebie, czy dodatkowa szczypta poczucia humoru?
Jakiś czas temu postanowiłam napisać książkę o pisaniu kryminału, a jak wiadomo książka się sama nie napisze, potrzebny jest jeszcze autor, lub autorka :) i dlatego wymyśliłam sobie Marlenę Zawilską, kobietę po przejściach, ale bez nadmiernych pretensji do losu, mieszkankę fikcyjnego, nieco prowincjonalnego Miasteczka. Nie ukrywam, że mamy z Lenką wiele cech wspólnych. Tak jak ona nie przepadam za gotowaniem, ale lubię jeść, siedzę przy komputerze do późnej nocy i mnóstwo czasu spędzam na buszowaniu w Internecie. Ale co ciekawe, pod wpływem postanowień mojej bohaterki zaczynam czas spędzany w sieci ograniczać na rzecz pisania i jestem z tej decyzji bardzo zadowolona. Tylko ta samodyscyplina… na razie walczę z podstawowym odruchem wejścia na popularny portal społecznościowy w celu sprawdzenia wiadomości ;) Tak jak moja bohaterka lubię pracę w ogrodzie, specjalizacja – pielenie. Niedawno przepięknie wypieliłam pokrzywy pleniące się bujnie pomiędzy tujami. Na następny dzień pochwaliłam się mojej mamie, że następny zarośnięty zakątek wygląda całkiem przyzwoicie. Niestety okazało się, że były to pokrzywy specjalnie hodowane na nawóz, więc teraz pytam, zanim ulegnę impulsowi. Poza tym przy pieleniu doskonale się myśli, a krwawe sceny same lęgną się w wyobraźni. Ale jednak nie jestem Marleną Zawilską, chociaż z drugiej strony… mam podobne do mojej bohaterki poczucie humoru, nieco sarkastyczne, z dystansem, nie wprost.
Dla wizualizacji, kilka pięknych zdjęć z ogrodu Pani Iwony:
Główna bohaterka miała problem z mobilizacją i weną w trakcie pisania. Jak to wygląda u Pani, czy coś szczególnie nastraja Panią twórczo?
Jak wiadomo największy wpływ na wenę ma deadline, czyli ostateczny termin oddania tekstu do wydawcy. Nie do przecenienia. W takim przypadku wszystko inne traci na ważności, skupiam się na tekście. Ostatnio pracowałam nad współczesną wersją legendy oświęcimskiej i było to zadanie karkołomne. Wzorem do przedsięwzięcia były Legendy Allegro, termin naglił, a ja nadal nie miałam pojęcia jak ująć temat. I przyznam się, że najwięcej czasu zajęło mi myślenie, czyli w przeciętnym odbiorze nie robiłam nic. Efektem tej pracy są dwie legendy, jedna została zaaprobowana do projektu, a u mnie pozostała fascynująca legenda o księżnej Eufrozynie w wersji współczesnej i kusi mnie dopisanie kilku interpretacji legend znanych na obszarze byłego księstwa oświęcimsko-zatorskiego. Uważam, że mają one ogromny potencjał. A wracając do drugiej części pytania, nie umiem pisać głodna, nie potrafię myśleć gdy czuję tak zwane ssanie w żołądku. Często obok laptopa leży tabliczka czekolady, albo przygotowuję sobie kubek gorącej czekolady na mleku. Wtedy czuję się komfortowo. A potem zrywami walczę ze skłonnością do słodyczy i nawet w sklepie unikam patrzenia na czekoladki. Co jest nieco trudne, ponieważ wszędzie je wtedy widzę.
Dość ciekawe spojrzenie wnosi do książki Pan Kot. Czy ten rozpieszczony kociak był od razu w planach? Czy raczej pojawił się jako dodatkowy wątek w trakcie pisania?
Pan Kot pojawił się od razu, przy pierwszej scenie piłowania nadwątlonego konara wierzby, ktoś musiał mieć oko na Lenkę i pilnować żeby nie narobiła zbyt wielu głupot, a Pan Kot do pilnowania nadawał się znakomicie. A jak już się pojawił, to i został. Nie wyobrażam sobie „Przepisu na zbrodnię” bez Pana Kota. To byłby całkiem inny kryminał.
Połączenie kryminału i komedii wydaje mi się trudnym zabiegiem. Proszę powiedzieć, czy ma Pani swój skuteczny „przepis na zbrodnię”? To znaczy skuteczną metodę jak te dwa rodzaje literatury można ze sobą połączyć?
To czy znalazłam swój skuteczny „przepis na zbrodnię” ocenią czytelnicy moich książek. Świadomie unikam epatowania okrucieństwem, traktując zbrodnię tylko jako jeden z elementów konstrukcji kryminału, z racji gatunku, którym się param niezbędny. Piszę takie książki jakie sama lubię czytać, nie przegadane, z humorem i dystansem do rzeczywistości, nieco nawet zwariowane. Być może wyjaśnienie tkwi w tym, że jednym z moich ulubionych autorów jest P.G. Wodehouse, znakomity pisarz angielski, twórca postaci kamerdynera Jeevesa.
„Przepis na zbrodnię” jest zbiorem wielu barwnych osobistości. Która z nich jest najbliższa Pani sercu, którą Pani najbardziej lubi?
Ciężko mi wybrać, zwłaszcza, że o uwagę dopominają się także bohaterowie książki pisanej przez Marlenę. Lenka wykreowała korowód barwnych postaci, które od czasu do czasu dają jej porządnie popalić. Jako autorce oczywiście :) Ja mam sentyment do Barcelony i Jerzego Rosoła pałętającego się wśród ciemnych zaułków tego pięknego miasta. Przyznam się też, że wyjątkowo polubiłam ciocię Lukrecję i jej skłonność do porządków. Oj, przydałaby się taka ciocia w naszym ogrodzie. Chwasty same wyskakiwałyby z grządek na jej widok.
Czy w dalszych przygodach z Miasteczka pojawią się ci sami bohaterowie?
Fabuła „Przepisu na zbrodnię” jest tak skonstruowana, że zakończenie pozostawia wiele możliwości dla autora. Tak dla mnie jak i dla Lenki. Na pewno ktoś zniknie, by dać pole do popisu nowym, myślę, że równie interesującym bohaterom. Ale jak wiadomo, z niektórymi postaciami trudno się rozstać, więc ciocia Lukrecja już pakuje różową torbę.
Wydana niedawno książka „Przepis na zbrodnię” nie jest pierwszym wydanym tytułem Pani autorstwa. Biorąc pod uwagę Pani dorobek, którą książkę pisało się najtrudniej, którą najłatwiej?
„Przepis na zbrodnię” to moja trzecia książka i przyznam się, że jej pisanie sprawiło mi naprawdę dużo radości, chociaż wcale nie było proste. Wiedziałam, że chcę napisać kryminał o pisaniu kryminału, oddać ten nastrój zaangażowania, podekscytowania, wtopienia się w powstający tekst, do tego stopnia, że bywają momenty gdy granica pomiędzy światem rzeczywistym, a fikcją literacką zaciera się. Mam nadzieję, że Czytelnicy „Przepisu na zbrodnię” będą się równie dobrze bawili.
Natomiast największą tremę miałam przy pisaniu „Wyszedł z domu i nie wrócił”. To kryminał ściśle związany fabułą z moim rodzinnym miastem. To na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu toczy się większa część akcji. Zdawałam sobie sprawę, że piszę pierwszą powieść kryminalną związaną z tak szczególnym miastem i nie wiedziałam jaki będzie jej odbiór. Miałam więc mnóstwo wątpliwości. Niepotrzebnie, czytelnicy, mieszkańcy mojego miasta często pytają o różne szczegóły wykazując się znajomością historii regionu.
Pani Iwonie bardzo dziękuję za sympatyczną rozmowę, a czytelników zachęcam do śledzenia naszej strony. Już w piątek ogłosimy konkurs, w którym do wygrania będą trzy egzemplarze książki „Przepis na zbrodnię”. Zadanie konkursowe ułożyła Pani Iwona i już nie możemy doczekać się, jakie będą Wasze odpowiedzi!