Ostatnio zaczytuję się w dwóch autorkach zza wschodniej granicy. Zaczęło się od Olgi Gromyko, którą poleciła mi pewna zakochana w fantasy nastolatka, a potem przypadkiem wpadła mi w ręce Oksana Pankiejewa.
Z młodzieżową fantastyką trzeba ostrożnie, bo nawet jeśli człowiek nie natnie się na potwornie naiwnej fabule, to przeważnie przyjemność z czytania popsuje mu język na poziomie tak marnym, że aż szkoda gadać. Z Gromyko i Pankiejewą na szczęście jest zupełnie inaczej.
Gromyko pochodzi z Białorusi, pisze po rosyjsku. Jej książki, podobnie jak książki Ukrainki Pankiejewy, są tłumaczone na polski przez tę samą osobę – Marinę Makarevskayę. Pewnie również dlatego nietrudno znaleźć cechy wspólne stylu obu pisarek. A ten jest niepowtarzalny. Troszkę przypomina Sapkowskiego, ale już nie w męskim szowinistycznym wydaniu, które momentami bywa mocno irytujące w sadze o „Wiedźminie”. Nie, u Gromyko jest całkiem na odwrót i nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Chociaż Pankiejewa pod tym względem jednak przoduje. U obu pań mamy do czynienia z lekko ironicznym i mocno dosadnym poczuciem humoru, często pikantnym, żeby nie powiedzieć sprośnym – i tu znowu ukłon w stronę Pankiejewy.
Olga Gromyko – szczury i wiedźmy w ostrym sosie słowiańskiego dowcipu
Jeżeli chodzi o Gromyko, na razie mam na swoim koncie trylogię „Rok szczura” oraz trzy tomy fenomenalnego cyklu „Kroniki Belorskie”. Mowa o „Zawodzie: wiedźma”, „Wiedźmie opiekunce” i „Wiedźmie naczelnej”. Wszystkie tworzą w zasadzie zamkniętą całość, chociaż seria zawiera jeszcze trzy inne tytuły.
W „Roku szczura” główna bohaterka nie jest – o, dziwo – najciekawszą postacią. Ryska to typ zahukanej wiejskiej dziewuchy, która co prawda wraz z rozwojem akcji nabiera nieco charakteru, ale przy Wolsze Rednej z „Kronik Belorskich” wypada raczej blado. Za to może się pochwalić nad wyraz interesującym towarzystwem podczas swoich przygód. A należą do niego beztroski złodziej o dużym uroku osobistym zwany Żarem oraz ponury, cyniczny i złośliwy szczur Alk, który tak naprawdę szczurem nie jest. Dialogi są błyskotliwe, historia wciągająca, a całość zdecydowanie warta przeczytania.
Prawdziwą ozdobą „Kronik Belorskich” jest wspomniana wyżej Wolha – ciekawski, bezczelny i bystry rudzielec, wyjątkowo utalentowany magicznie. Postać, którą doceni każda szanująca się feministka. Wolha wprowadza prawdziwy zamęt w krainie Belorii, za nic mając obowiązujące tam zasady. Wszystko robi po swojemu i często na przekór. Zakochuje się też nietypowo, bo nie dość, że w wampirze, to jeszcze nie w pierwszym lepszym, a w wampirzym władcy Lenie. Opowieść o Wolsze jest zabawna i bardzo ciekawa. Podobała mi się dużo bardziej niż „Rok szczura”, w dużej mierze właśnie ze względu na tytułową wiedźmę.
Oksana Pankiejewa – wybuchowa mieszanka fantasy i science fiction
Pankiejewą mam na tapecie obecnie i pochłania mnie ona bez reszty. Przerabiam już czwarty tom „Kronik dziwnego królestwa” i muszę powiedzieć, że robię to z wielką przyjemnością. Bohaterowie są mega plastyczni i dopracowani w najdrobniejszych szczegółach, a fabuła – mimo że nieźle pokręcona – spójna.
Początkowo myślałam, że główną bohaterką cyklu jest Olga, bo rozpoczyna go narracja pierwszoosobowa z jej perspektywy. Tymczasem jest to zmyłka, zresztą charakterystyczna dla autorki „Kronik (…)”. Później akcja skupia się na pozostałych postaciach pierwszoplanowych: Żaku – przesiedleńcu z futurystycznej wersji naszego świata, Szellarze – wielkim dziwaku będącym zarazem królem Ortanu, Cantorze – który nie jest tym, kim się wydaje być oraz na kilku innych równie interesujących i ważnych dla historii osobach.
„Kroniki dziwnego królestwa” stanowią bardzo fajne połączenie fantasy i science fiction, czyli all in one fantastyki jako gatunku. Do średniowiecznego w klimacie uniwersum elfów, krasnoludów i smoków trafiają czołgi, broń automatyczna, kabiny teleportacyjne, glany, dżinsy i klasyczna muzyka rockowa. Jest więc absurdalnie, śmiesznie i intrygująco. I tak jak zazwyczaj SF w wydaniu literackim do mnie nie przemawia, to do takiej odmiany nie mam żadnych ale.
Nie jestem w stanie ocenić, która pisarka – Olga Gromyko czy Oksana Pankiejewa – jest lepsza. Obie mi przypasowały i obie mogę szczerze polecić fanom i przede wszystkim fankom fantastyki. U żadnej z autorek nie brakuje magii, porywających przygód i niebanalnych bohaterów.
One Reply to “Wschodnioeuropejska fantastyka w babskiej odsłonie”