Dlaczego właściwie sięgnęłam po tę książkę? Myślę, że to był impuls. Impuls, który poczułam po obejrzeniu filmu pod tym samym tytułem. Standardowa holywoodzka produkcja, z niezwykłą magią Nowego Jorku, zjawiskową Audrey Hepburn w roli głównej oraz nieśmiertelnym motywem przewodnim „Moon River„. Każdy, kto chociaż raz w życiu usłyszy tę melodię, musi ją pokochać.
I ten właśnie film natchnął mnie do przeczytania książki.
Na okładce elegancka, młoda dama . I jeszcze coś, co przyciąga moją uwagę: komentarz Normana Mailera, innego znanego pisarza amerykańskiego „Nie zmieniłbym nawet dwóch słów w Śniadaniu u Tiffany’ego, które stanie się małą klasyką.” To ładny gest ze strony człowieka, który wielokrotnie rywalizował z autorem „Śniadania…” o miano najpoczytniejszego amerykańskiego pisarza współczesności.
Książka a film
Początek powieści jest podobny do filmu. Poznajemy głównego bohatera, młodego, dobrze zapowiadającego się pisarza (być może alter ego samego Trumana Capote). Różnica polega na tym, że w filmie miał on na imię Paul, natomiast w książce Capote uczynił go bezimiennym autorem. Wprowadza on czytelnika w swój świat: nowojorskich ulic, barów i restauracji, przyjęć śmietanki towarzyskiej, wśród której pojawiają się ludzie spragnieni sukcesu. Ale przede wszystkim opowiada o pewnej mieszkance swojej kamienicy, która tak bardzo wpłynęła na jego życie. Pozornie Holly Golightly wydaje się rozkapryszoną playgirl, lecz on dostrzega w niej głębię, która jest ukryta dla innych. Z czasem zaczyna żywić do niej głębsze uczucia. Czy ma szansę? Przecież Holly pragnie wyjść za mąż za bogatego człowieka…
Czy warto sięgnąć po książkę po filmie?
Tych z Was, którzy nie czytali, a myślą, że to historia jakich wiele, muszę rozczarować. Tych, którzy widzieli film, zachęcam do przeczytania książki. Obie pozycje różnią się diametralnie: stylem, klimatem i co najważniejsze: zakończeniem. „Śniadanie u Tiffany’ego” pobudza do refleksji: nad marzeniami, sposobami ich realizacji i poszukiwaniem szczęścia. Czy warto poświęcić życie dla pogoni za ułudą? Przeczytajcie i poszukajcie odpowiedzi na to pytanie sami.
One Reply to “Truman Capote „Śniadanie u Tiffany’ego” Ponadczasowa klasyka”