Wydawnictwo Albatros wznowiło wyjątkową powieść Barbary Kingsolver, która podbiła serca czytelników i krytyków literackich na całym świecie. Od pierwszego wydania minęło już ponad dziesięć lat, ale historia Kingsolver nie zdążyła się zestarzeć. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji zapoznać się z tym tytułem, pora nadrobić zaległości.
Barbara Kingsolver to wielokrotnie nagradzana amerykańska pisarka, laureatka między innymi prestiżowej Nagrody Pulitzera. Ma na swoim koncie dziewięć powieści oraz zbiór opowiadań.
“Odyseja” należy do wydawniczej serii “Piąta strona świata”. W ramach cyklu Albatros publikuje książki, których akcja dzieje się w różnych krajach, przybliżając ich historię oraz kulturę. Te literackie wojaże z jednej strony pokazują uderzające różnice pomiędzy poszczególnymi narodami, a z drugiej udowadniają, że pewne wartości pozostają niezmienne, niezależnie od szerokości geograficznej.
Kiedy marzenia zderzają się z rzeczywistością
Na początku były wyjce. Zaczynały wrzeszczeć w pierwszej godzinie świtu, kiedy tylko niebo się rozjaśniało. Najpierw jeden, jego wymuszone rytmiczne pojękiwanie przypominało dźwięk pracującej piły. Hałas budził inne, które dołączały do jego potwornej pieśni. Wkrótce wycie wydobywające się z rudych gardeł dochodziło z kolejnych drzew, wędrujący ku plaży, aż cała dżungla wypełniała się rykiem. Jak było na początku świata, tak i każdego ranka.
Chłopiec i jego matka wierzyli, że wycie dochodzące spomiędzy drzew to głosy demonów o oczach wielkich jak spodki, które walczą o swoje terytorium i żywią się ludźmi. Przez pierwszy rok po przeprowadzce do domu Enrique w Meksyku każdego dnia o świcie budzili się przerażeni, słysząc ten skowyt. Czasami matka biegła korytarzem do sypialni syna, stawała w drzwiach z potarganymi włosami i stopami zimnymi jak ryby. Ciasno owijała ich oboje szydełkową narzutą przypominającą sieć i nasłuchiwali.
Miało być jak w bajce. Tak mu obiecywała w małej, zimnej sypialni w Wirginii, w Ameryce Północnej. Jeśli uciekną do Meksyku z Enrique, ona zostanie żoną bogacza, a jej syn stanie się młodym dziedzicem w hacjendzie nieopodal plantacji ananasów. Wyspa będzie otoczona lśniącym morzem niczym ślubną obrączką, której klejnot stanowią położone w głębi lądu pola naftowe – źródło bogactwa Enrique.*
Niestety okazuje się, że fantasmagoryczne obietnice matki nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Dzieciństwo Harrisona Shepherda, jej syna i zarazem głównego bohatera książki, nie ma nic wspólnego z utopijną wizją szczęścia w Meksyku. Punktem zwrotnym dla chłopaka staje się moment, w którym znajduje pracę u znanego muralisty Diega Rivery i zaprzyjaźnia się żoną artysty, utalentowaną malarką Fridą Kahlo.
Mariaż fikcji literackiej z faktami historycznymi
Czytelnik śledzi niezwykłe losy Harrisona i jednocześnie obserwuje polityczno-społeczne zawirowania w Meksyku oraz Stanach Zjednoczonych w latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku. W książce Kingsolver fikcja splata się z historią w fascynującą całość. To powieść, którą pochłoniecie jednym tchem.
Czytaj także: „Aria” – Nazanine Hozar
* Cytat pochodzi z recenzowanej książki (przekład: Małgorzata Małecka).
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy: