Parę dni temu zakończyłam lekturę książki „Cytrynowy sad” Luanne Rice, powieści bardzo ciepłej, a zarazem smutnej i poruszającej, której akcja rozgrywa się w pachnącym cytrynami sadzie, wśród przyjemnej bryzy znad oceanu. Autorka zabiera nas w podróż do Malibu, gdzie spotykają się ludzie pochodzący z różnych światów, a jednak mający coś wspólnego – stratę własnych dzieci.
Kiedy poznajemy Julię, opowiada o śmierci swojej nastoletniej córki, Jenny. Pomimo pięciu lat, jakie upłynęły od śmiertelnego wypadku, jej dusza nadal jest rozbita i przeżywa ostatni dzień, ostatnie rozmowy z Jenny. W tej samotni towarzyszy jej jedynie suczka Bonnie. Kobieta postanawia wyjechać do posiadłości wuja w Malibu, gdzie ma zająć się domem w czasie, kiedy właściciele będą w Irlandii. W sadzie należącym do jej rodziny pracuje Roberto, przystojny mężczyzna pochodzący z Meksyku, którego oczy są równie smutne jak Julii…
„Ten widok nigdy nie przestanie mnie nawiedzać, nawet wtedy, kiedy będę pięć tysięcy kilometrów stąd. Odległość nie może się mierzyć z tym, co zobaczyłam. Z wbitym w mur, zgniecionym samochodem, z kłębami czarnego dymu, z ratownikami niemającymi kogo ratować, rozstępującymi się przede mną. Z pajęczynami krwi pokrywającymi twarz mojej córki i mojego męża, leżących na ośnieżonej ziemi. Z Bonnie sklamlającą cicho przy ich ciałach. I z ukochanym wiązem i jego nagimi gałęziami odznaczającymi się na tle błękitnego nieba – najpewniej ostatnim obrazem, jaki Jenny i Peter widzieli przed śmiercią.”
Bezgraniczna miłość rodzicielska
Chociaż wydawałoby się, że głównych bohaterów dzieli wszystko, bardzo szybko okazuje się, że łączy ich coś bardzo silnego – miłość do ich utraconych córek. Córka Roberto, Rosa, pięć lat wcześniej zaginęła. Miała sześć lat, kiedy Roberto nielegalnie chciał się z nią dostać do Stanów. Podczas niebezpiecznej podróży, chora i słaba dziewczynka zniknęła z pustyni, kiedy straż zabrała Roberto. Ta rodzicielska miłość zaczyna być kojąca dla Julii i Roberto. Zaczynają być dla siebie pocieszeniem, wsparciem, dają sobie nadzieję. Dwa zranione serca zaczynają bić ponownie, a rodzące się między nimi uczucie przywraca je do życia. Jednak książka to nie żadne love story jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Jest miłość, silna, namiętna, dojrzała, ale dużo bardziej wyraźny jest smutek i ból, jaki przeszywa głównych bohaterów.
Różne odcienie miłości
Poza główną fabuła, czyli historią Julia i Roberto oraz ich córek, pojawia się także Lion, jeden z hollywoodzkich aktorów. Chociaż podstarzały, przez całe życie nie może być w pełni szczęśliwy przez miłość do ciotki Julii, Gracieli. W obliczu miłości żadne nagrody, sława ani wielbiciele nie są wstanie sprawić, by życie miało sens. Razem z tym, co czują do siebie Julia i Roberto, jakie są ich uczucia wobec utraconych kilka lat wcześniej dzieci, Luanne Rice stworzyła opowieść o wielu odcieniach miłości. O różnych jej wymiarach. O bólu jaki z sobą niesie, o tym jak bezwartościowe jest ludzkie istnienie, kiedy brakuje w nim miłości.
Książkę objęłyśmy patronatem medialnym dzięki współpracy z