Dla nikogo, kto interesuje się antropologią, kulturą i socjologią postać Margaret Mead nie będzie obca. Należny ona do grona czołowych antropologów pierwszej połowy XX wieku. Książka „Euforia” Lily King opowiada właśnie o niej i dwóch innych antropologach, mężczyznach jej życia. Chociaż imiona zostały zmienione, nazwy badanych plemion stworzone przez autorkę, a fabuła jest fikcją, w trakcie lektury przenosimy się w lata 30. ubiegłego wieku, kiedy antropologia dopiero się rozwijała, kiedy poznawanie „dzikich plemion” było szczególnie ważne, a wojna ani zachodnia cywilizacja nie zdążyły zniszczyć dziewiczego piękna Nowej Gwinei.
Nell od dwóch lat jest żoną Fena i oboje są antropologami. Kobieta jest autorką dość kontrowersyjnej jak na tamte czasy książki, opisującej seksualność nastolatków wśród badanych plemion. W pewnym momencie do ich badań przyłącza się jeszcze jeden mężczyzna – Bankson. Razem z bohaterami poznajemy nie tylko klimat typowy dla tamtego okresu, różnice jakie cechują poszczególne plemiona, trudności w komunikacji, opory przed nieznanym i sekrety ludzkiej psychiki. Autorka obok Margaret Mead, czyli książkowej Nell, postawiła dwóch mężczyzn jej życia. Do napisania książki skłoniła ją biografia słynnej badaczki.
„Ktoś z sąsiedniej wsi był nad morzem i przywiózł nowe tańce plażowe. Dotychczas starsze pokolenie zakazywało plażowych tańców, ale w tym tygodniu wszyscy się ich nauczyli. Wziąwszy pod uwagę, że ich tradycyjny taniec zawiera wymachiwanie penisem, twardym i szybko, oraz naśladowanie kopulacji z precyzyjną dokładnością, nowe tańce wydają się niewinnym hokus – pokus. Mężczyźni pomalowali siebie nawzajem w tak kunsztowne wzory, jakich nie widziałam na ich najdroższej ceramice. Wszyscy przystrojeni są w girlandy najbardziej wyszukanych muszli, sznury + sznury + sznury, i trzeba wrzeszczeć, żeby przekrzyczeć ich grzechot.”
W kilku zdaniach trudno opowiedzieć o „Euforii”, która z jednej strony jest powieścią, z drugiej obrazem wielobarwnej kultury, z trzeciej podróżą w głąb ludzkiej natury. Porusza wiele aspektów jak przystosowanie społeczne, przywiązanie do korzeni, obserwacje widziane z perspektywy outsidera i zbrodnie kolonializmu. Jeżeli miałabym przyrównać książkę do innego autora, na myśl przychodzi mi tylko Conrad i jego „Jądro ciemności”. Pomijając kwestie społeczne, cała akcja rozgrywa się w tropikalnym klimacie, gdzie brakuje powszechnych zdobyczy cywilizacji, jest intrygująca, nie raz zaskakująca. Do tego dochodzą burzliwe relacje między trójką głównych bohaterów przypominające na zmianę zalotny i zaborczy taniec, który zbliża i oddala. Jeden z bohaterów, Bankson porównał ich rozmowy do seksu. Nauka balansuje na granicy erotyzmu, głębokie uczucia na granicy żądzy i pożądania. Te relacje i zależności są nie mniej barwne niż rytuały odprawiane przez tubylców, których na swojej drodze spotykają badacze.
Pomimo tego, że zarówno fabuła, jak i pojawiający się tubylcy stanowią jedynie fikcję literacką, autorka sprawiła, że można bez problemu wyobrazić sobie poszczególne sytuacje, samotność i codzienne życie antropologa. Jako socjolog jestem książką zachwycona. Antropologię uważałam już na studiach za coś fascynującego, barwnego, tajemniczego. Wielokrotnie zastanawialiśmy się, ile potrzeba czasu, by poznać i „czuć” daną kulturę. Lily King pokazuje świeże spojrzenie na te kwestie, przez co „Euforia” zyskała moje uznanie. Biorąc pod uwagę to, że otrzymała prestiżowe nagrody i znajduje się na liście bestsellerów, nie tylko ja uważam “Euforię” za pozycję godną uwagi.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Rebis