
Książka, którą zamierzam dzisiaj przybliżyć, pod kilkoma względami jest absolutnie inna niż wszystkie, jakie znajdują się na moich regałach. Jesteście ciekawi, co ją wyróżnia? Zapraszam na recenzję tytułu „Disney Twisted-Wonderland. Zdarzenia Heartslabyulu”.
Książka jest komiksową wersją gry mobilnej, z którą być może już się spotkaliście. Dla mnie był to pierwszy kontakt z fabułą, co stanowiło ciekawe doświadczenie.
Disneyowa manga
Przede wszystkim komiks jest mangą. Dla osób, które uwielbiają czytać mangę, jest to oczywiste. Dla tych, które nie zagłębiały się w ten gatunek, może to być pewna nowość. Mangę czytamy od tyłu. Zatem naszą stroną tytułową, a zarazem początkiem przygody z komiksem jest tylna okładka. Przez pierwszych kilka stron było to dla mnie kłopotliwe. Później już nie.
Druga rzecz, jaka się rzuca w oczy – mamy znane postacie Disneya. Podczas czytania spotkacie, chociażby pobieżnie bohaterów, jakich z pewnością kojarzycie. W końcu któż nie zna Królowej Kier z „Alicji w Krainie Czarów”, Urszuli z „Małej syrenki” albo Skazy z „Króla lwa”. Nie jest to szczególnie istotne dla fabuły, ale z pewnością dodaje smaczku.
O czym jest książka „Disney Twisted-Wonderland. Zdarzenia Heartslabyulu”?
Yu jest nastolatkiem uczącym się w japońskim liceum. Przygotowuje się do szkolnych zawodów kendo. W drodze do domu spotyka go nieprawdopodobna historia. Na ulicy przejeżdża kareta, po czym Yu traci przytomność i odzyskuje ją w tajemniczym i dziwnym miejscu. Trafia do akademii magii Raven College. Sam jednak nie ma żadnych mocy magicznych, nawet początkowo nie wierzy, że coś takiego jak magia istnieje.
Wstęp odrobinę kojarzy mi się z pierwszym tomem Harry’ego Pottera, ale tylko odrobinę. To zupełnie inna i całkowicie oryginalna historia. Już jestem ciekawa, co spotka bohaterów w kolejnych częściach tej serii.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: