Jeśli nie jesteś wielkim entuzjastą współczesnego kina – bo albo głupkowate, albo zbyt patetyczne – i nie oglądasz polskich filmów dla zasady, to „Dziewczyna z szafy” należy do chlubnych wyjątków. Naprawę warto ją obejrzeć.
Dopiero ostatnio wzięłam się za obejrzenie tego filmu, który miał premierę w 2012 roku, czyli lata świetle temu na osi czasu kinematografii. Jednak na nadrobienie zaległości kinowych nigdy nie jest za późno… A o „Dziewczynie z szafy” było swego czasu głośno – sam film zdobył kilka nagród, tak samo jak reżyser i odtwórcy głównych ról.
Zacznijmy od źródła – twórcy filmu, czyli od barwnej postaci Bodo Koxa. Aktor, reżyser i scenarzysta, a z wykształcenia dziennikarz.
„Chowam się do szafy przed rzeczywistością, która czasem mi doskwiera. Niektórzy walczą z problemami, inni przed nimi uciekają. Izoluję się, kiedy czuję, że brak mi sił. Staram się przeczekać trudny okres i dzięki temu naładować baterie, żeby znów móc być aktywnym.”
Bodo Kox, dla Dwutygodnik.com
„Dziewczyna z szafy” jest właśnie o tym. O samotności i próbach radzenia sobie z problemami niesprzyjającej rzeczywistości, a właściwie o ucieczce przed problemami, jako sposobie na ich rozwiązywanie.
Główna bohaterka, Magda (debiut Magdaleny Różańskiej na ekranie), młoda pani antropolog, zmaga się z dysfunkcją polegającą na tym, że widzi ludzi, nie takich jakimi oni są, lecz jako przerażające stwory. Lęk przed ludźmi wepchnął Magdę do szafy, gdzie ucieka w krainę fantazji, często wspomagając się narkotykami.
Jacek (urzekający Piotr Głowacki) to chłopak, który swoją osobowość pustelnika skrywa za maską internetowego podrywacza. Jego jedyna rodzina to autystyczny brat Tomek (Wojciech Mecwaldowski). Mimo zamknięcia w sobie i małomówności doświadcza całej gamy najgłębszych uczuć, które wyraża w wyjątkowo piękny i wzruszający sposób. Obserwując go ma się wrażenie, że ludzka mowa wydaje się naprawdę zbędna, kiedy trzeba wyrazić uczucia.
Nawiązanie bliższych sąsiedzkich relacji między Tomkiem i Jackiem, a Magdą, daje początek emocjonalnej przemiany głównych bohaterów.
Drugoplanowe postacie również zasługują na kilka słów – zwłaszcza antypatyczna sąsiadka z piętra, pani Kwiatkowska (Teresa Sawicka) oraz dzielnicowy (Eryk Lubos) bardzo zatroskany stanem Magdy, w której się podkochuje. Wbrew pozorom mają oni duży wpływ na rozwój wypadków i przemianę trójki głównych bohaterów.
To, co mnie urzekło w tej produkcji to niezwykła ludzka wrażliwość pokazana w sposób czasami dowcipny, czasami dramatyczny, a czasami wręcz komiksowy. „Dziewczyna z szafy” to kino dla osób potrafiących patrzeć – każdą postać, którą widzimy na ekranie można spłycić, obedrzeć z ludzkich cech. Dla widzów tego filmu, bohaterowie będą jednak niezwykle trójwymiarowi, barwni, autentyczni, niedoskonali, pogubieni i zwyczajnie ludzcy w dążeniu do odrobiny szczęścia. Nawet jeśli czujesz, że chcesz się zamknąć w szafie i uciec od całego świata, to po obejrzeniu tego filmu będziesz wiedzieć, że prędzej czy później z niej wyjdziesz i wszystko na pewno się poukłada.
To doskonale wyważona przeplatanka humoru, ciepła oraz wzruszeń. To nie jest film, który przytłoczy Cię ciężką i przygnębiającą fabułą – obejrzysz go, wzruszysz się, uronisz łzę, ale koniec końców poczujesz się pokrzepiony. To fantastyczne, że nawet poruszając tak ciężką tematykę, film zachowuje lekkość i przywraca nadzieję. Do końca nie wiem, jak oni to zrobili, ale to jest jeszcze jeden dowód na to, że ten film trzeba obejrzeć.
Grafika: Filmweb