Pamiętacie Sixtine, bohaterkę jednej z recenzowanych przeze mnie serii komiksowych? Ostatnio premierę miał finałowy tom tego cyklu – „Sixtine. Wielkie Rody”. Pytania, jakie piętrzyły się w poprzednich częściach, w końcu znajdują swoje rozwiązania!
Jest kilka serii książkowych, do których z chęcią wracam. Sixtine jest jedną z nich. To świetny cykl przygodowy z charakterystyczną kreską, kolorami i nietuzinkową fabułą.
W ramach przypomnienia
Sixtine to wydawałoby się przeciętna nastolatka, którą wychowuje matka. Jednak wcale nie jest taka, jak inne dziewczyny w jej wieku, bo od dziecka towarzyszą jej duchy piratów. O ojcu i jego rodzinie dziewczyna nie wie zbyt dużo. Od pierwszej części mieliśmy okazję śledzić poczynania Sixtine, która zamierzała dowiedzieć się więcej o swoim ojcu. Jednocześnie atmosfera w książce gęstnieje, w tle pojawiają się kolejne niewiadome i tajemnice. Jest też coraz bardziej niebezpiecznie, a zagrożenie dotyczy nie tylko Sixtine. Każda część kończyła się w momencie kulminacyjnym i z niecierpliwością czekałam na kolejną.
„Sixtine. Wielkie Rody”
„Wielkie Rody” to fantastyczne zwieńczenie całej historii. Nagle wszystko nabiera sensu i Sixtine znajduje odpowiedź na wszystko, co ją nurtowało. Mało tego, ma okazję poznać bliżej rodzinę, z którą nie miała nigdy kontaktu. Razem z nią dowiadujemy się, kto był odpowiedzialny za niedawne wydarzenia i co nim kierowało. Żeby nie psuć zabawy z czytania, nie chcę zdradzić zbyt dużo. Wiedzcie jednak, że dzieje się bardzo dużo i nie ma miejsca na nudę. Jeżeli nie czytaliście wcześniejszych tomów, to z „Wielkimi Rodami” się wstrzymajcie. Mamy tutaj rozwiązanie zagadek, ale osoba niewtajemniczona nie wszystko będzie w stanie zrozumieć.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: