Kiedy tylko zobaczyłam okładkę książki „Książę Śnieżnych Kotów”, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Chociaż jest wydana w formie komiksu, mi bardziej przypomina przepiękną baśń. Mamy magiczne krainy, walkę dobra ze złem, przeciwności, a na końcu morał. Cudowna opowieść! Chcecie dowiedzieć się więcej?
Przed wiekami w odległej i mroźnej krainie za dostatek mieszkańców odpowiadały śnieżne koty. To one troszczyły się o to, by nikomu niczego nie brakowało. Chroniły też przed atakami lisów – wielkich podstępnych stworów siejących zgubę. Kiedy najważniejszy wśród Śnieżnych Kotów Król Ognia rozkazał wykuć z aury koronę, lisy tym bardziej chciały ją zdobyć. Szybko doszło do starcia, a korona przepadła na tysiące lat… właśnie tę historię słyszy mały Syv, najmłodszy książę Śnieżnych Kotów. Tak zaczyna się nasza historia, a dokąd wiedzie?
W poszukiwaniu mitycznej korony
Legendę o koronie znają wszyscy, choć niekoniecznie w nią wierzą. Kiedy Umiera ojciec Syva, jego zachłanni bracia, widząc, że ludzie go lubią, postanawiają się go pozbyć. Nie chcą, by to najmłodszy z nich został władcą. Wykorzystują więc jego wiarę w legendę i wręczają mu mapę, która ma doprowadzić go do korony. Liczą, że szybko rozprawią się z nim lisy. Książę nie bacząc na niebezpieczeństwo, wyrusza w podróż, która zmieni całe jego życie i pokaże, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
„Książę Śnieżnych Kotów” nie tylko dla dzieci
Teoretycznie komiks jest dla dzieci, ale jak wspomniałam, przypomina piękną legendę lub baśń, która zachwyca od początku do końca. Jestem pod wielkim wrażeniem zarówno grafiki, jak i fabuły. Myślę, że będzie idealnym pomysłem na prezent w związku ze zbliżającym się dniem dziecka.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy: