Erasmusowskie perypetie — Dania


DaniaWczoraj Szwecja, dziś Dania, czyli studenckich przygód i podróży ciąg dalszy. Dzisiaj przeniesiemy się do Kopenhagi – miasta słynącego z pięknej architektury, zamków i pałaców oraz kopenhaskiej syrenki. To właśnie w tym urokliwym miejscu studiuje Ania Dratwińska – bohaterka dzisiejszego tekstu, który ukazuje się w ramach mini cyklu „Erasmusowskie perypetie”. Tutaj możecie przeczytać pierwszą część, czyli Erasmusa po szwedzku. Zapraszam do lektury.


14232987_10206363773843768_7866601877639277089_nAnna Dratwińska — 
 W ramach programu Erasmus spędza semestr w Danii, konkretnie w Kopenhadze na Uniwersytecie Kopenhaskim (Københavns Universitet). W naszym nadwiślańskim kraju studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. jesteście ciekawi co skłoniło ją do podjęcia nauki  w mieście Hansa Christiana Andersena? 

Od początku studiów wiedziałam, że nie chcę spędzić ich tylko w tylko miejscu. Rozmawiałam ze starszymi rocznikami i wiele osób żałowało, że nie wyjechało za granicę, choćby na semestr. Uważam, że mając możliwość wyjazdu, warto z niej skorzystać, a moja najlepsza przyjaciółka, spędziwszy cały zeszły rok na Erasmusie w Paryżu, tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

14348675_10206367298251876_145587496_n

Póki co największą przygodą był początek mojego pobytu tutaj, kiedy znalazłam się sama w nieznanym mieście, w kraju, w którym nigdy wcześniej nie byłam i którego język jest dla mnie niezrozumiały, tym bardziej, że oprócz mnie nie ma innych Polaków na moim wydziale. W trakcie tygodnia integracyjnego poznałam mnóstwo ludzi z całego świata, którzy przyjechali tutaj nie tylko w ramach programu Erasmus, ale także umów bilateralnych, np. z Kanady, Stanów, Australii, którzy byli dokładnie w takiej samej sytuacji jak ja. Dzięki temu odnalazłam się tu dużo szybciej, niż myślałam, a dzięki grupce nowych znajomych łatwiej jest znieść tęsknotę za przyjaciółmi z Polski.

Moje zajęcia tutaj przypominają raczej znane mi z UW wykłady, a nie ćwiczenia – prowadzącego nie interesuje, czy student chodzi, czy nie, obecność nie jest w ogóle sprawdzana – profesorowie wychodzą z założenia, że to nam ma zależeć, żeby coś wynieść i się nauczyć przed egzaminem. I to jest jedyna styczność z wykładami, bowiem zajęcia mają formę typowo seminaryjną – na każde jest często po kilkadziesiąt stron materiału do przeczytania, które są bazą do dyskusji z naszym udziałem. Bardziej stawia się na pracę grupową i studenckie prezentacje, niż na wykład nauczyciela. 14348748_10206367298371879_2091735923_nPóki co staram się sobie nie odpuszczać i czytać wszystko na bieżąco, żeby nie robić sobie zaległości i nie obudzić się tydzień przed egzaminem, mając 500 stron do nadrobienia z każdego przedmiotu. Mam nadzieję, że nie okaże się to niemożliwe. Jeśli chodzi o przedmioty, to ze względu na specyfikę kierunku, jakim jest prawo, trudno jest wybrać pokrywające się przedmioty – prawo duńskie z oczywistych względów sporo różni się od polskiego. Wybierając zatem przedmioty skupiłam się na takich, które przydadzą mi się po powrocie do kraju – w moim przypadku dotyczą one prawa międzynarodowego publicznego i prawa Unii Europejskiej. Po powrocie do Polski czeka mnie sporo samodzielnej pracy, aby nadrobić jeden semestr materiału z kilku polskich przedmiotów jednocześnie, natomiast jedno z moich seminariów magisterskich dotyczy właśnie prawa unijnego, dlatego uważam, że pod względem walorów edukacyjnych czas spędzony za granicą nie będzie czasem straconym.

14329032_10206367298331878_162884802_n

W trakcie semestru muszę zdobyć taką samą ilość punktów ECTS, jaką zdobyłabym w Polsce, czyli 30 – tyle w sumie da mi zdanie z sukcesem egzaminów ze wszystkich przedmiotów, jakie wybrałam. Egzaminy tutaj przybierają zupełnie inne, nieznane mi dotąd formy. Przykładowo: wszystkie moje egzaminy ustne na studiach w Polsce miały podobny schemat – 3 lub 4 pytania dotyczące wąskiej materii, często ogromnej ilości materiału z jednego przedmiotu. Tutaj przed egzaminem ustnym należy (samemu lub w parach) napisać 2-3 stronicowe szczegółowe opracowanie samodzielnie wybranego tematu – oczywiście w ramach tego, co było przerabiane w trakcie semestru – które oddaje się prowadzącemu maksymalnie 2 tygodnie przed egzaminem. Sam egzamin składa się z dwóch 20-minutowych części – dyskusji z komisją, w której broni się tezy postawionej w owym opracowaniu oraz odpowiedzeniu na dwa pytania z tematyki kursu, spoza tematu pokrytego w pierwszej części. Oprócz tradycyjnego pisania egzaminu w jednej sali, egzaminy pisemne tutaj mogą również przybierać inną formę, tzw. take-home exam – w zapowiedziany wcześniej dzień studenci dostają stan faktyczny wraz z kilkunastoma pytaniami, na które muszą odpowiedzieć w ciągu przykładowo trzech najbliższych dni, po upływie których odsyłają profesorowi swoją pracę. Przy pisaniu można korzystać z materiałów i notatek. Na WPiA UW też są organizowane z niektórych przedmiotów egzaminy pisemne „z książką”, mimo to wyglądają zupełnie inaczej, dlatego jestem ciekawa, jak poradzę sobie z taką formą egzaminu. Póki co nie zauważyłam jeszcze żadnej taryfy ulgowej wobec międzynarodowych studentów. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie przedmioty które wybrałam są nauczane w języku angielskim, który jest obcy zarówno dla mnie, jak i Duńczyków, mam wrażenie, że wszyscy pracujemy równie ciężko.

14349090_10206367298411880_1849047492_n

Załatwianie formalności zarówno uczelnianych, jak i związanych z przeprowadzką do innego kraju było dla mnie najbardziej stresującą kwestią przed wyjazdem. Jeśli chodzi o kwestie uniwersyteckie, ogromną pomocą dla mnie było Biuro Współpracy z Zagranicą, zajmujące się wymianami studenckimi ze wszystkich wydziałów UW, które zarówno zorganizowało kilka spotkań dla wyjeżdżających studentów, żeby podać wszystkie najważniejsze informacje i wyjaśnić wątpliwości, jak i opracowało dla nas przewodnik – pigułkę ze wszystkim, co powinniśmy wiedzieć i adresami, pod które powinniśmy kierować się z ewentualnymi pytaniami. Rejestracja przeprowadzki do Danii jest wyjątkowo skomplikowana w porównaniu z innymi krajami, nawet jeśli jest się obywatelem Unii Europejskiej. Przede wszystkim wyjeżdżając na ponad trzy miesiące należy, będąc już w kraju, udać się do urzędu (Statsforvaltningen) po pozwolenie na pobyt, które jest potrzebne przy wizycie w kolejnym urzędzie, do którego należy zgłosić się po wydanie numeru CPR (Civil Personal Registration) – jest on potrzebny m.in. przy zakładaniu konta w tutejszym banku czy wizycie u lekarza. Warto też wiedzieć, że już przy pozwoleniu na pobyt wymagane jest posiadanie stałego adresu w Danii, zatem trzeba się o to zatroszczyć odpowiednio wcześniej – a znalezienie mieszkania czy pokoju w Kopenhadze naprawdę nie jest proste. Na szczęście tutaj mogłam liczyć na pomoc w szukaniu ze strony uczelni przyjmującej.

* zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Ani Dratwińskiej

 

Komentarze

komentarze

One Reply to “Erasmusowskie perypetie — Dania”

  1. Pingback: 호두코믹스

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook IconTwitter IconŚledź nas n Instagramie!Śledź nas n Instagramie!

Korzystając z tej witryny akceptujesz politykę prywatności więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close